Gdy człowiek stawia choćby krok w stronę Boga, to Bóg wybiega mu naprzeciw. A pielgrzymka to wiele kroków w stronę Boga.
Lorenzo ma 54 lata, jasne spojrzenie, długą brodę, duży plecak i laskę pielgrzymią z przywieszoną muszlą. Na jego śpiworze widnieje napis: „Pellegrino Santiago, 22 000 km”. Kasia spotkała go kilka dni temu w sanktuarium maryjnym w Tindari na Sycylii. Zgadali się, dzięki czemu możemy poznać jego niezwykłą historię.
Powiał wiatr
Swoją pierwszą pielgrzymkę do Santiago Lorenzo odbył 20 lat temu, ale to była bardzo dziwna pielgrzymka. Życie mu się właśnie posypało. Jeszcze niedawno mieszkał z żoną i synem „w małym raju” w Apulii, na samym obcasie włoskiego buta. Był zawodowym fotografem i szefem restauracji. I nagle, w ciągu dwóch miesięcy, stracił wszystko: pracę, pieniądze i rodzinę. Żona zabrała dziecko i wyjechała do swojej ojczyzny. Mówiła, że tęskni za krajem, ale nie chciała, żeby mąż jechał z nią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak