O nowych regulacjach służących skutecznej ochronie dzieci i o ratowaniu życia dzięki Dziecięcemu Telefonowi Zaufania mówi rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak.
Bogumił Łoziński: Dwa miesiące temu cała Polska była wstrząśnięta zakatowaniem na śmierć przez matkę i ojczyma 8-letniego Kamila z Częstochowy. Dlaczego państwo nie było w stanie obronić tego dziecka przed cierpieniem i śmiercią?
Mikołaj Pawlak: Niestety, państwowe instytucje wiedziały o patologicznej sytuacji w rodzinie Kamilka. Zabrakło ludzkiego wymiaru urzędniczej działalności, czyli po prostu wrażliwości, przede wszystkim rozmowy z dzieckiem.
Jeżeli nie ma wrażliwości na krzywdę dziecka, to nawet najlepszy system ochrony przed przemocą może nie zadziałać.
I to jest właśnie poważny problem. System, czyli różne instytucje i procedury, funkcjonuje całkiem dobrze. Często udaje się zapobiec tragicznym zdarzeniom, słyszymy, że ktoś właściwie i w porę zareagował. Musimy też zdawać sobie sprawę z bolesnej prawdy, że skala zbrodni, brutalności i zła czasami przerasta system ochrony. Są sytuacje, które przekraczają wszelkie ramy, i nie da się temu zapobiec. Niestety w przypadku Kamila nie było tak, że nikt nie wiedział o problemie, że nagle w spokojnej rodzinie doszło do tragedii. Sytuację rodziny Kamilka znało wiele instytucji, ale przez osiem lat życia dziecka nikt nie zapytał go, skąd np. ma obrażenia. Akta jego sprawy zaczynają się w 2015 r., gdy się urodził, a kończą dwa dni po poparzeniu, które zakończyło się śmiercią. Nikt nie wszedł do tego mieszkania, nie sprawdził, nie zapytał. To wstrząsająca prawda o braku wrażliwości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.