„Ideał” świeckiej samo-ekspresji najlepiej realizują kraje post-protestanckiej północy Europy. Ich przeciwieństwem są kraje muzułmańskiej Afryki, dla których wciąż najważniejsza jest walka o przetrwanie i tradycja. A gdzie znajduje się Polska? Czy mamy szanse zaproponować oryginalne połączenie tradycji i samo-ekspresji?
10.07.2023 08:35 GOSC.PL
Wszystkie aktualne ideologie lub narracje światopoglądowe proponują ludziom pewne wartości. Im narracja bardziej wpływowa i atrakcyjna, tym więcej ludzi przyjmuje proponowany w niej system wartości. A jak się rozkładają te systemy we współczesnych społeczeństwach?
Ciekawą odpowiedź na powyższe pytanie dają badania prowadzone w ramach programu World Values Survey (https://www.worldvaluessurvey.org), oparte na teorii amerykańskiego politologa i socjologa Ronalda Ingleharta oraz jego współpracowników. Według tej teorii systemy wartości społeczeństw współczesnego świata można identyfikować, rysując dwie osie. Pierwsza oś rozciąga się między wartościami materialnymi (wartościami przetrwania) a wartościami post-materialnymi (wartościami samo-ekspresji), druga zaś – między wartościami tradycyjnymi a wartościami świeckimi (racjonalnymi). Teoria głosi, że przemiany kulturowe i postęp współczesnych społeczeństw polegają na przechodzeniu w obu tych aspektach od wartości pierwszego rodzaju do wartości drugiego rodzaju.
Wydaje się, że wspomniana teoria dobrze odzwierciedla nasze obserwacje. Otóż przeciętni mieszkańcy krajów bogatych nie muszą, jak niegdyś, poświęcać wiele czasu na zdobywanie środków, które zabezpieczą ich życie. Nie muszą, bo wszystkiego mają w bród. Dlatego zaczynają coraz bardziej cenić budowanie własnego szczęścia. Może ono być różnie pojęte; ważne tylko, by było własne, indywidualne, niczym nieskrępowane, bezpośrednio odczute, osobiście satysfakcjonujące. Ważne by było wyrazem samo-ekspresji lub samo-spełnienia! Z przejściem od preferencji wartości przetrwania do preferencji wartości samo-ekspresji idzie w parze przejście od wartości tradycyjnych do wartości określonych jako świeckie lub racjonalne. Dzieje się tak dlatego, że bogaci indywidualiści nie potrzebują już dla swojego bezpieczeństwa i szczęścia (lub potrzebują w małym stopniu) wspólnoty i autorytetu. W takiej sytuacji poluzowują oni swoje (dotąd silne czy wręcz absolutyzowane) więzi rodzinne, narodowe i moralno-kulturowe oraz odchodzą od tradycyjnej religii, która je konserwowała. Jeśli (na przykład) rodzina nie jest już naczelną wartością, która była warunkiem naszego przetrwania i którą sakralizowała religia, to w imię wolnej i szczęśliwej auto-ekspresji można (i należy, gdy tak się komuś podoba!) zmieniać tradycyjne role płci, rozwodzić się, reklamować nietypowe lub eksperymentalne postawy seksualne itp. W społeczeństwie sekularnej auto-ekspresji wiodącą wartością staje się tolerancja (rozumiana jako moralna akceptacja odmienności), gdyż ona pozwala każdemu rozwijać swój własny życiowy projekt. Nic dziwnego, że w pytaniach ankietowych współczesnych badań nad preferencjami wartości pytania o tolerancję (w różnych sprawach) zajmują poczesne miejsce, a odpowiedzi na te pytania stanowią wskaźnik nowoczesności lub zacofania.
Łatwo się domyśleć, jak sytuują się poszczególne kraje na diagramie wartości wyznaczonym przez opisane wyżej osie. Pokazuje to tzw. kulturowa mapa świata Ingleharta-Welzela. Według jej wersji zaktualizowanej w bieżącym roku „ideał” świeckiej samo-ekspresji najlepiej realizują kraje post-protestanckiej północnej Europy. Ich przeciwieństwem są kraje muzułmańskiej Afryki, dla których wciąż najważniejsza jest walka o przetrwanie i tradycja. A gdzie znajduje się Polska? Mniej więcej na środku, prawie w równej odległości od obu ekstremów. (Niemal idealnie w środku mapy umiejscowiono Chorwację; a najbardziej podobne do nas mają być Argentyna, Portugalia i Wietnam, z którymi jesteśmy nieznacznie bardziej wychyleni od Chorwacji w stronę wartości tradycyjnych z jednej strony oraz wartości samo-ekspresji z drugiej strony). Przy czym – a o tym świadczy porównanie wykresów z różnych lat – stopniowo i powoli przesuwamy się w stronę wspomnianego „ideału” świeckiej samo-ekspresji. Stajemy się coraz bogatsi, a nasze preferencje aksjologiczne upodabniają się do preferencji bogatych krajów post-industrialnych. Owszem, pamiętamy jeszcze czasy biedy i zewnętrznego zagrożenia (dlatego, na przykład, w obcokrajowcach częściej dostrzegamy niebezpieczeństwo niż szansę), a zasady tradycyjnej moralności wciąż w nas tkwią (dlatego, na przykład, większość Polaków nie przejawia entuzjazmu wobec rewolucji obyczajowych). Jednak znajdujemy się w lawinie przemian ekonomiczno-kulturowych, które przynoszą nieuchronne konsekwencje.
Do modelu Ingleharta-Welzela (opracowanego przez nich w 2005 r. w książce „Modernization, Cultural Change, and Democracy: the Human Development Sequence”) można mieć wiele zastrzeżeń lub pytań. Czy stanowi on odtworzenie rzeczywistości społecznej, czy raczej jej konstrukcję, względnie narrację, która ma tę rzeczywistość kształtować? Czy model ten nie wymaga zmian pod wpływem takich wydarzeń, jak wojna na obrzeżach Europy, lub coraz większa niechęć znacznej części bogatych Europejczyków do różnego rodzaju imigrantów? Czy wspomniane konsekwencje przemian ekonomiczno-kulturowych są rzeczywiście nieuchronne, czy raczej zależą (przynajmniej w jakiejś mierze) od wolnych wyborów ludzkich? Czy wszystko zmierza do „ideału” post-protestanckiej północy Europy? Czy samo-ekspresja musi iść w parze z odrzuceniem tradycji?
Jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, to uważam, że Polska mogłaby należeć do bogatych (post-industrialnych i post-materialnych) krajów, w których to właśnie wartości tradycyjne (a nie sekularne) stają się wyznacznikiem samo-ekspresji. Wciąż mamy ogromny potencjał, by łączyć nowoczesność z tradycją, a więc wyróżniać się na tle innych wysoko rozwiniętych krajów Zachodu wysokimi wskaźnikami religijności, rodzinności i przywiązania do wspólnotowych autorytetów. Przy czym chodzi tu o religijność świadomie wybraną i żywą (związaną na przykład z uczestnictwem w „dobrowolnych” i „twórczych” grupach modlitewnych), o rodzinność budującą i radosną (trwałą, wielodzietną i naprawdę szczęśliwą!) oraz o niemechaniczne (lecz pogłębione na przykład samodzielną lekturą) przywiązanie do takich duchowych (i narodowych!) autorytetów jak Jan Paweł II. Naprawdę mamy na to szansę. Musimy tylko uwierzyć w siebie i spróbować.
PS. Magdalena Czyż z „Gazety Wyborczej” (https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29917638,magdalena-czyz-dzis-odpowiedzi-na-pytania-o-wiare-szybciej.html, 30.06.2023) wróciła do polemiki ze mną po blisko… półtorarocznej przerwie. Dlaczego? Z jej tekstu wynika, że dlatego, iż „w czasie kampanii wyborczej temat na pewno wróci”. Ponieważ nie uczestniczę w kampanii wyborczej, nie podejmuję polemiki. Natomiast wszystkich zainteresowanych moimi pełnymi poglądami na temat sekularyzacji i na tematy pokrewne odsyłam do moich komentarzy (felietonów) na niniejszej stronie „Gościa Niedzielnego”, gdzie problem ten pojawiał się wielokrotnie w różnych kontekstach (np. https://www.gosc.pl/doc/7244816.Dlaczego-ludzie-przestaja-byc-religijni oraz https://www.gosc.pl/doc/7978707.O-apostazji-memach-i-odpornosci). W felietonie Magdaleny Czyż najciekawsze jest przywołanie postaci Jana Hartmana, który (przytaczam słowa publicystki „Gazety Wyborczej”) „nienawidzi Kościoła ideowo i wręcz chronicznie. Kąsa go bez umiaru i pluje na niego jadem nienawiści, cytując Gomułkę”. Tak się składa, że znam Jasia z innej strony, gdyż w czasach agonii (z konwulsjami) komunizmu studiowaliśmy razem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Nic więcej nie powiem, bowiem moim zadaniem jest zajmowanie się ideami, a nie personaliami. Zaznaczę tylko jedną rzecz: są ludzie, którzy stanowią jakby papierek lakmusowy nadchodzącej epoki i lubią, z filozoficzną przesadą, epatować jej barwą.
Czytaj też:
Jacek Wojtysiak