Na tej ślicznej jak baśń ziemi spotkały się żywioły. Oszczędny, skupiony na słowie, uporządkowany protestantyzm i zachwycony obrazem, pachnący kadzidłem Wschód staroobrzędowców. Niemiecka gotycka czcionka spotkała cyrylicę.
Zbigniew Rokita w „Kajś” wspomina, że ilekroć wjeżdża tramwajem z Chorzowa do Bytomia, odczuwa delikatny dreszcz, bo zdaje sobie sprawę, że przekracza niewidzialną granicę przedwojennych światów. Czuję za każdym razem to samo, jadąc z Augustowa na zachód, gdy za Kalinowem drewniane podlaskie chałupki zmieniają się w solidne ceglane domy pokryte rdzawą dachówką. Mam świadomość przekraczania niewidzialnej granicy. Świadomość tym boleśniejszą, że żaden z opisywanych w artykule światów na tej ziemi już nie istnieje. Nie sprawdzi się „w praniu” ironiczne niemieckie powiedzenie: „Gdzie kończy się kultura, tam spotkasz Mazura”, a na uliczkach sennego Wojnowa nie zobaczę brodatych starowierów, którzy przez wieki trwali w kulturze izolującej ich od świata. Pozostały po nich pożółkłe księgi i fotografie, monaster i śliczny otulony zielenią cmentarzyk, opasany lazurem jeziora Duś.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz