Dlaczego Abraham przyjął obietnicę Boga, a Sara ją wyśmiała? Mówi teolog dr Magdalena Jóźwik.
Znawcy Biblii i życia duchowego analizują z nami kluczowe momenty, w których w Piśmie Świętym pojawia się motyw drogi. „Bezpiecznej drogi” to wakacyjny cykl dziesięciu rozmów, przygotowanych przez redakcję Gosc.pl.
Jarosław Dudała: Św. Paweł chwali Abrahama, podkreślając, że "uwierzył Bogu wbrew nadziei". A może patriarcha posłuchał Boga i ruszył w nieznane, bo miał niewiele do stracenia? Był przecież bezdzietny, a to oznaczało wówczas fundamentalne niespełnienie.
Dr Magdalena Jóźwik: Jak było, tego do końca nie wiemy. Nie wiemy, co myślał, ale możemy zauważyć kilka rzeczy. On się odłączył od rodziny, od swego dotychczasowego miejsca, gdy miał 75 lat...
Naprawdę miał ich aż tyle czy ta liczba to tylko jakiś symbol?
Nie wiemy, ale z jakiegoś powodu autor biblijny podaje nam taki wiek. Chce zwrócić naszą uwagę na to, że to nie był człowiek młody. Jeśli nawet wiele liczb podawanych w Księdze Rodzaju nas dziwi, zaskakuje, to taka właśnie jest ich funkcja.
W każdym razie był to człowiek prowadzący życie ustabilizowane, może nawet chylące się ku końcowi. Jeśli więc wyruszył w drogę, to z powodu innego niż upokorzenie wynikające z braku potomstwa.
Z drugiej strony, rzeczywiście był to człowiek stojący pod ścianą. A wiemy z własnego doświadczenia, że kiedy w naszym życiu zdarzają się sytuacje trudne, to jest to impuls do zmiany, wyjścia z dotychczasowych schematów i relacji. Wtedy jesteśmy skłonni do dokonania bardzo radykalnych wyborów.
Myślę, że te dwie rzeczy mogły u Abrahama jakoś ze sobą współgrać.
Może Pan Bóg czasem celowo stawia nas w trudnych sytuacjach, bo wie, że tłusty kot nie ruszy w żadną drogę?
Tak, myślę, że śmiało można wysnuć taki wniosek. Bo chociaż nie lubimy niektórych zmian i trudności, to one nas mobilizują i wyciągają z układów, z którymi sami byśmy się nie rozstali.
Nawet jeśli Abraham czuł, ze stoi pod ścianą i wyjście z ojczyzny było także rodzajem ucieczki, to wybrana przez niego droga wcale nie okazała się łatwa. Najtrudniejszym momentem była chyba próba na górze Moria.
Jeśli czyta o niej ktoś, kto ma odrobinę empatii, to drży mu serce.
Inna rzecz, że ofiary składane z członków rodziny były praktykowane w starożytnych religiach. Dziś to niewyobrażalne, ale Bóg nie zażądał czegoś, co leżałoby poza horyzontami mentalnymi ówczesnych ludzi. Z drugiej strony, pokazał wyraźnie, że nie chce takich ofiar.
Bóg mówi do Abrahama: „złóż swojego syna w ofierze”, co nie jest wprost powiedzeniem: „zabij Izaaka”, oczywiście w tamtym kontekście kulturowym skojarzenie było jednoznaczne z zabiciem dziecka w ofierze Bogu. To, że Izaak jednak przeżył, pokazuje inność Boga. Nie jest jak pogańscy bogowie, którzy żądają ofiar z dzieci. Wydarzenie to interpretujemy raczej z perspektywy relacji pomiędzy Bogiem a Abrahamem: jaka jest wiara i zaufanie Abrahama do Boga? kim jest Bóg dla patriarchy?
Poza tym, trzeba zauważyć, że pomiędzy wyjściem z domu rodzinnego a doświadczeniem na górze Moria minęło ponad 30 lat. To niezwykle ważne, bo to pokazuje, że Abraham nie stał się ojcem wiary już od pierwszego doświadczenia działania Boga w jego życiu. Dopiero po latach ukonstytuowała się w nim taka relacja z Bogiem, w której nie odmówił Mu nawet własnego syna.
To pokazuje, że wiara jest rzeczywistością dynamiczną. Relacją, która buduje się przez słowa i doświadczenia. Musimy nie tylko usłyszeć, że Bóg do nas mówi, ale potrzebujemy też przeżyć z Bogiem nasze życie, nasze doświadczenia. Abraham je przeżył. Droga rozwoju jego relacji z Bogiem miała swoje etapy i nie była pozbawiona błędów czy typowo ludzkiego niedowiarstwa. Rozwój wymaga czasu – i to długiego czasu.
Ma swoją dynamikę.
Nie ma tu niczego automatycznego. Nie jest tak, że wszystko wychodzi od razu idealnie i nie ma żadnych problemów. No właśnie nie! Jest w tym jakaś dynamika, jest czas na błędy, czas na dorastanie. Jest nawet czas na ludzkie próby "pomagania" Panu Bogu. Tak chyba można by określić różne pomysły, jakie miał Abraham.
Na przykład?
Po pierwszej Bożej obietnicy potomstwa (dość mglistej: „uczynię z Ciebie wielki naród”. Rdz 12,2) i poleceniu wyjścia z domu Abraham wziął ze sobą bratanka Lota. Chodziło zapewne o to, że Lot byłby spadkobiercą, gdyby obietnica potomstwa okazała się jedynie metaforą. Później Abraham mówi Bogu, że skoro nie dał mu syna, to spadkobiercą będzie jego sługa, Damasceńczyk Eliezer. Kiedy ten temat pojawia się kolejny raz, mowa jest o tym, że spadkobiercą będzie jego syn, ale zrodzony z niewolnicy – Izmael. To wszystko były ludzkie próby, żeby "pomóc" Bogu w zrealizowaniu obietnicy.
Wydaje mi się, że w Abrahamie zawsze była autentyczna wiara. Ale jej owoce przerosły jego najśmielsze marzenia.
Ja bym raczej powiedziała, że w Abrahamie rozwinęła się wiara.
Na szczęście, droga tego rozwoju to nie tylko próby, błędy i porażki, ale też piękne momenty. Dla Abrahama taką wielką chwilą było spotkanie z Trójcą Świętą. To niesamowity, mistyczny moment. Został on zresztą przestawiony na najsłynniejszej chyba ikonie świata – "Trójcy Świętej" Andrieja Rublowa.
My, chrześcijanie, widzimy tu Trójcę Świętą. Żydzi oczywiście tak tego nie widzą. I szczerze powiedziawszy, może bezpieczniej będzie jednak uznać to za pewne tajemnicze spotkanie między Bogiem a Abrahamem.
Niemniej, było to spotkanie na rok przed urodzeniem Izaaka. Ono pokazuje już zmianę, jaka zaszła w Abrahamie. Widać, że Boży proces wychowawczy przynosi już skutki. Bóg po raz kolejny mówi mu, że będzie miał syna. Abraham przyjmuje to do wiadomość. Nie neguje. Nie dyskutuje.
Za to jego żona Sara się śmieje!
Chciałam to powiedzieć delikatniej, ale rzeczywiście, Sara wyśmiała ten pomysł! I pytała bardzo konkretnie, jak się to stanie, skoro ona jest stara, jej mąż jest stary... Można by więc z jednej strony stwierdzić, że brak jej wiary, ale z drugiej strony, ona po prostu pyta o konkrety. Swoją drogą, imię Izaaka oznacza: „on się zaśmiał” lub „śmiech”.
Jest jeszcze jeden, być może marginalny, ale ciekawy wątek. Bo droga to także konflikty. I doszło do konfliktu pasterzy Abrahama z pasterzami Lota. Abraham, zapewne starszy od Lota, ustąpił mu. Powiedział: "Jeśli ty pójdziesz w lewo, to ja w prawo . Jeśli ty w prawo, to ja w lewo." Niby to niewiele, ale w wielu rodzinach, nie mówiąc już o polityce, byłoby to coś nie do wyobrażenia.
Trudno to sobie wyobrazić, bo w ogóle ustąpienie komuś jest czymś szlachetnym, a nam rzadko się zdarza bycie szlachetnym w sposób spontaniczny.
A propos konfliktów, to jest to kolejna ciekawa rzecz wynikająca z historii Abrahama. Okazuje się, że chodzenie za Panem Bogiem nie gwarantuje, że wszyscy będziemy się bezkrytycznie lubić, nie będzie żadnych nieporozumień i wszystko będzie się gładko układać. To ważne, żeby wziąć pod uwagę, że Bóg nie obiecuje nam happy endu i zadowolenia wszystkich. Historia konfliktów Abrahama (rozstanie z Lotem, odprawienie Izmaela) pokazuje, że rzeczywistość bywa smutna, że zdarzają się rozstania, ale – z drugiej strony – pokazuje też, że nic się Panu Bogu nie wymyka. On nad wszystkim czuwa. Te bolesne sytuacje są z jednej strony naturalną częścią naszego życia, a z drugiej strony – okazją do wykazania się szlachetnością. Okazją do tego, żeby z naszych serc wyszło to, co w nich najlepsze.
Zobacz: Wszystkie odcinki wakacyjnego cyklu „Bezpiecznej drogi”
Jarosław Dudała