Bardziej emocjonalnie się nie da. Przerażona starsza kobieta z grymasem bólu na twarzy patrzy w niebo. Czerwona sukienka, może bardziej podomka, niebieska chustka na głowie, szal; schludna staruszka przyciska do siebie foliową torbę z butami.
Poraniona, podtrzymywana przez innych, jakby przynależąca do jakiegoś innego porządku świata, przestrzeni bezradności, kładziona na nosze przez ratowników i wolontariuszkę, ofiara wojny. Tej fotografii „odzobaczyć” się nie da, przeciwnie, pod powiekami pozostanie na długo i pozostać powinna, podobnie jak ujęcia, które w czarno-biały rytuał nienawiści wpisały miliony ofiar rzekomo minionych reżimów. Zdawało się, że w cywilizowanym świecie położyliśmy tamy tamtej nienawiści, ale jedynie „zdawało się”. Woda stała się bronią masowego rażenia. Choć brzmi absurdalnie, z konieczności apokaliptycznie, zdanie to jest w stu procentach prawdziwe. Wysadzenie przez Rosjan zapory elektrowni kachowskiej wywołało powodziową falę, która, płynąc w dół Dniepru, zagroziła ludności mieszkającej zarówno na oswobodzonym, zachodnim brzegu rzeki, jak i na wschodnim. Trudno pisać o tym ze spokojem, zdystansować się od tej retoryki apokaliptycznej traumy i bez emocji przeczytać reportaż Beaty Zajączkowskiej w bieżącym numerze „Gościa” („Zanim woda odpłynie”, ss. 45–47 ). Biskup Jan Sobiło z Zaporoża mówi o „udręczeniu” ludności cywilnej (przez które Rosja chce wpływać na losy wojny). Jeden z księży opowiada o tym, jak z palet budowano tratwy, którymi wywożono ludzi, z dachów ściągano mieszkańców, często starych i schorowanych. Do tego te obrazy: elewacje bloków mokre do drugiego piętra, rozwalone domostwa, rozkładające się szkielety zwierząt, porażający widok ciał dzieci. Bardziej emocjonalnie się nie da. I nie powinno się dać. Zawsze twierdziłem, że przeciwieństwem nienawiści jest nie tyle miłość, ile nadzieja. I nie zamierzam zdania zmienić, powodowany dodatkowo historią biblijną o dobru i złu, drzewie poznania i nierozważnym dialogu Ewy z obślizgłym wężem. Pisałem już o tym w kontekście wizyty w Birkenau: „Chwilę trwało, zanim uświadomiłem sobie, że to właśnie przez ten otwór, jak przez jedyne okno w ścianie, spoglądał leżący na pryczy więzień. I widział dwa symbole zniewolenia i śmierci, dwóch strażników antynadziei. Czy człowiek strącony w otchłań piekła przez kogoś, kto uwierzył, że jest »nadczłowiekiem«, może mieć jakąkolwiek nadzieję? Od tamtego momentu nie mogę się otrząsnąć z wrażenia, że antytezą nadziei nie jest rozpacz, ale… nienawiść”. W tamtym czasie nie mogłem mieć pojęcia, że podobne skojarzenia przyjdą mi do głowy w trakcie wojny, która się wkrótce rozpocznie. Tym bardziej myślę o nadziei, czytając wypowiedź jednego z duchownych we wspomnianym reportażu: „Często niewiele można zrobić, ale ludzie mówią, że sama moja obecność jest dla nich znakiem nadziei”. Przejmujące i dobitne. Obecność księdza – znak nadziei. Nie sądzę, by chodziło tylko i wyłącznie o nadzieję eschatologiczną, rozgrzeszenie przed śmiercią. Raczej o nadzieję na lepszy świat jeszcze na tej ziemi. Może o położenie tamy nienawiści? •
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.