Dwa światy. Wcześniej – dzieciństwo. Matka, ojciec, szóstka rodzeństwa. Potem czas się zmienił. Rano, jednym telefonem, dramatycznie weszło się w dorosłość.
Łukasz Krupski ur. 1990. Student II roku Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na kierunku rzeźby. Obecnie tworzy projekt rzeźby upamiętniającej 10 kwietnia 2010 roku. Rzeźba ma też być nawiązaniem do zbrodni katyńskiej.
Przed kwietniem 2010, świat miał inne kolory, i nawet jaśniejsze światło. Kolory zmieniły się nagle. Po jednym telefonie, zaczął się czas tajemnicy i cierpienia. Tamten rok to są wieki. Niby minął, ale jakby trwa. A człowiek czuje się cięższy i starszy. Czy będzie kiedyś lżej? Może. Ale bardzo powoli wkracza się w nowy etap, w nieznane przestrzenie. Brutalne wejście w dorosłość. I bezradność.
Światy
Wtedy, jeszcze w tamtym, jasnym świecie, rzeźbiło się głowę ojca raczej bez poczucia misji. Troszkę potajemnie, troszkę z dorastającym, chłopięcym zażenowaniem. A trochę bojąc się, co tam z tego wyjdzie. Pierwsze artystyczne próby, jeszcze przed ASP. Ale po ludzku, synowsku i ojcowsku, rzeźba była wartościowa. Takie niewerbalne „kocham cię, tato”. A ojciec zobaczył i tak zwyczajnie się ucieszył. „Będę miał na grób” – powtarzał kilkakrotnie. Rzeźba na grobie nie stoi. Zbyt niedoskonała. Teraz, w nowym świecie, syn tworzy nową rzeźbę ojca. Nazywa ją „Śpij, rycerzu”. Bo przecież ta ojca biografia jakaś niedzisiejsza i rycerska właśnie. Ta jego walka, ta postawa, co zawsze była dla Polski, nie dla siebie samego. Normalny bohater, w ojcowskim ubraniu. I nie żaden twardziel. W domu niewiele rozmawiało się o ojcowskich czasach walki. One były tuż obok bawiącej się gromadki dzieci, tuż za niedzielnym rodzinnym obiadem. Ale żeby zaraz wspominać? Ojciec medali nawet nie przyjmował. Jak to powiedział abp Życiński na pogrzebie: „Jedynymi, które go zdobiły, były blizny”… Rok temu, jeszcze w tamtym świecie, ojciec z młodszym bratem przygotowywali ustną maturę z polskiego, o rycerzach z innych epok. Czerpali ze średniowiecza, Herberta, „Popiołu i diamentu”. Teraz rycerz śpi.
Miejsca
Matka chciała, żeby ojca pochować w Laskach, na parafialnym cmentarzu. W tamtejszym kościele brali ślub. Przyjaciele męża mieli inne zdanie. Bo i po śmierci będzie o ojcu cicho, a powinniśmy pamiętać. Powązki – to miejsce dla bohaterów. Więc ojciec leży na Powązkach. Tylko na ile można oddać tatę? Wybrał dzieło służenia, ale przecież siadało mu się na kolanach, dostawało kary i pochwały... Na ile można się dzielić żałobą? Dla rodziny – po bliskim, dla wszystkich – narodową? Trudne… Więc na Powązkach płoną świece i ludzie się modlą. A w pierwszą rocznicę to pewnie dziesiątki i setki tych światełek zapłonie. Starczy miejsca na synowski znicz?
Ludzie
Zasadniczo pamięta się dwa momenty po katastrofie. Pierwszy obraz: solidarność. Wspólny płacz i pomoc od przyjaciół i zupełnie obcych. Dzwonili, przychodzili do domu. Atmosfera i cierpienia, i współczucia. Wokół domowego krzyża nad rodzinnymi drzwiami, i tego pod pałacem. Drugi obraz: smutny. Podziały i kłótnie pod krzyżem… Co się teraz z krzyżem spod pałacu dzieje? Wisi w Kaplicy Loretańskiej w kościele św. Anny. Wisi w miejscu, gdzie od setek lat spoczywają pamiątki po walce, bohaterstwie i patriotyzmie. A tuż pod nim – pomnik Katynia. Powstał z inicjatywy Stefana Melaka. Melak też zresztą zginął 10 kwietnia, razem z ojcem. Więc teraz krzyż w kaplicy wisi, a ludzie idą dalej. Czasem popatrzą z ciekawością, porównają, czy taki sam jak w telewizji. Bo to taki krzyż – celebryta trochę. Wszyscy go znali, sporo zamieszania wokół niego, a teraz jest w kościele i spokój. Wiele hałasu… Czy będzie lepiej? Politycy – politykują. Zwykli Kowalscy wypisują na rozmaitych forach co się da, i jak się da. I nie da się chyba przed tym bronić. Wciąż nowe fakty, zdjęcia, filmy, mowy i dyskusje. Śledzi się to wszystko, bo jak zamknąć uszy i oczy? Tragiczne, jak w greckiej tragedii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska