Każdy chrześcijanin powinien zdawać egzamin z historii Polski
W przeddzień pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej wkładam czarną koszulę, zapalam świecę w oknie i wyciągam z biblioteki „Księgi narodu i księgi pielgrzymstwa polskiego”. Czytam przypowieść
Adama Mickiewicza: „Płynęły po morzu okręty wielkie wojenne i statek jeden mały rybacki. A był czas burzliwy jesienny; w tym czasie im okręt większy, tym bezpieczniejszy, a im mniejszy, tym niebezpieczniejszy. (…) Ale nie mogąc widzieć gwiazdy na niebie i nie mając iglicy magnesowej, zbłądziły i potonęły okręty wielkie. A statek rybacki, patrząc na niebo i na iglicę, nie zbłądził i doszedł brzegu, a chociaż rozbił się przy brzegu, uratowali się ludzie (…). I pokazało się, że wielkość i moc okrętów dobre są, ale bez gwiazdy i kompasu niczym są. A gwiazdą pielgrzymstwa jest wiara niebieska, a iglicą magnesową jest miłość Ojczyzny”.
Oto, co głosi nam, mieszkańcom Polski XXI wieku, nasz narodowy prorok. Żyjemy w czasach ostatecznych. Okręty skazane na zagładę to współczesna cywilizacja, która wyrzekła się Boga. Mały statek rybacki to nie tyle Polska, ile żywe chrześcijaństwo. Wzmianka o katastrofie przy brzegu, z której rybacy wyjdą cało, to proroctwo apokalipsy. Mickiewicz nie obiecuje chrześcijańskiego imperium. Przepowiada pogański świat, w którym nieliczni będą świadkami Chrystusa. Mówi o naszych czasach. Zadziwiające, że profetyzm tekstu, napisanego nazajutrz po upadku powstania listopadowego, nie zatrzymuje się na wizji wyzwolenia Polski z zaborów. Ostatecznym celem jest ogólnoludzkie braterstwo w wolności, żywa wspólnota chrześcijańska, do której powstania mają przyczynić się Polacy. Dlaczego akurat my? Ponieważ przygotowała nas do tej roli historia, dając nam dziedzictwo szlacheckiej równości i wewnętrznej wolności, nad którą nawet śmierć nie ma władzy.
Smoleńsk na nowo otwiera tę perspektywę polskich dziejów. 10 kwietnia 2010 roku to dzień, w którym znowu na moment otworzyły się bramy świata i stanęliśmy na granicy między życiem a śmiercią. Część z nas przeszła na drugą stronę. Reszta miała szansę spojrzeć w głąb wieczności i ujrzeć tam przodków objętych mocą zbawiającego Chrystusa. Co powodowało polskimi powstańcami, którzy przez ponad dwieście ostatnich lat stawali do walki z potęgami tego świata, lekceważąc wysokie prawdopodobieństwo śmierci? Czy tylko obywatelski obowiązek? Raczej bezgraniczne umiłowanie wolności, tego duchowego, wewnętrznego żywiołu, bez którego trudno żyć na serio. Historia przekonuje, że Polacy nigdy nie zadowolą się wegetacją bez znaczenia, w imię wygody czy dobrobytu. Nie ma na świecie drugiego narodu, w którym tkwiłby tak ogromny potencjał heroizmu lub… świętości. To polskie „albo – albo” może się stać punktem orientacyjnym dla wszystkich chrześcijan oczekujących na ponowne przyjście Pana.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel