Wielki Post 2011 - O cierpieniu papieża i przejściu ze śmierci do życia z ks. Konradem Krajewskim, ceremoniarzem papieskim, rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.
Ks. prałat Konrad Krajewski Ma 48 lat, 23 lata kapłaństwa, studiował liturgikę w Rzymie, od 1998 roku jest jednym z ceremoniarzy papieskich.
ks. Tomasz Jaklewicz: Jak Ksiądz patrzy na lata służby u boku Jana Pawła II? To chyba wielka łaska?
ks. Konrad Krajewski: – Poczułem mocno, że należę do papieskiej rodziny podczas pielgrzymek. Byłem tak urzeczony tym faktem, że jestem z widzialnym zastępcą Chrystusa, że nigdy nie zapinałem pasów w samolocie. Zawsze denerwowałem tym abp. Mariniego, który powtarzał: „Zapnij pasy”. A ja na to: „Nie, lecę z papieżem”.
Papież dawał poczucie bezpieczeństwa?
– Jak się jest blisko papieża, to jest się bezpiecznym. Nieraz denerwowałem spowiedników, bo chodziłem przed każdą celebracją do spowiedzi, szczególnie pod koniec życia Jana Pawła II. Potrzebowałem tego, bo zbliżałem się do człowieka, który promieniował Bogiem. Jeden z księży powiedział mi kiedyś: „Wiesz, kiedy ja się zorientowałem, że mam do czynienia z człowiekiem świętym? Kiedy podprowadziłeś mnie do Ojca Świętego podczas audiencji i przypomniały mi się wszystkie moje grzechy. Tak mógł działać tylko święty”. Było coś niezrozumiałego, a zarazem pociągającego w osobie papieża, czego nigdy nie potrafiłem nazwać, a Kościół to nazwie 1 maja: to jest świętość.
To bycie tak blisko Jana Pawła miało w sobie coś mistycznego.
– Widziałem, jak Ojciec Święty przychodził i klękał przed Mszą św. To był mężczyzna postawny, więc jak klękał, to zakrystia się trzęsła, głowę chował w swoich dłoniach... I był nieobecny. Za pierwszym razem myślałem, że się źle czuje, ale abp Marini mnie powstrzymywał, żebym nie podchodził. Stawaliśmy jak ministranci przy ścianach, patrzyliśmy, ale nie uczestniczyliśmy w tym, co się działo. Odkrywaliśmy, że ten człowiek, zanim wyjdzie reprezentować Boga, najpierw z Nim rozmawia, dotyka Go. Przechodziły mnie wtedy ciarki, ale nie wiedziałem, z jakiego powodu.
Czy to onieśmielało?
– Tak. Bardzo mi było trudno zwrócić się do Ojca Świętego bezpośrednio podczas liturgii. Czułem, że to mnie przerasta. Kiedy był słabszy i trzeba było o coś zapytać, parę minut szukałem właściwych słów. W jego pokorze był też majestat. Wydawało mi się, że każde słowo jest jakby nie na miejscu, bo Ojciec Święty był bardzo skupiony, kiedy wchodził do zakrystii.
Ksiądz był bliskim świadkiem cierpienia papieża, jego umierania i śmierci.
– Ojciec Święty gasł od roku 2000. Na naszych oczach, z liturgii na liturgię…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz