Portugalia. Kraj jest bliski bankructwa. Parlament nie zgodził się na wprowadzenie proponowanych przez rząd cięć. Premier podał więc gabinet do dymisji.
O kłopotach Portugalii mówiło się już dawno, kiedy zbankrutowała Grecja, a później Irlandia. Władze Portugalii twierdziły, że panują nad sytuacją. Chyba jednak nie panowały. Kilka dni temu premier José Socrates próbował przeforsować w parlamencie kolejny pakiet oszczędnościowy.
Chciał obniżyć – nawet o 10 proc. – najwyższe emerytury, zamrozić płace i ograniczyć refundację leków. Ponadto proponował podwyższenie cen biletów komunikacji miejskiej i redukcję finansowania samorządów. Na ten plan nie zgodziła się ani jedna z pięciu opozycyjnych partii. – To wy będziecie winni kryzysu – powiedział w kierunku ław opozycji José Socrates i podał cały rząd do dymisji. Tym samym do ekonomicznego, w Portugalii doszedł jeszcze kryzys polityczny.
Ostatnie pomysły rządu Socratesa były kolejnymi mającymi na celu uchronić Portugalię przed bankructwem. Już wcześniej podniesiono wiek emerytalny (z 65 do 67 lat), zlikwidowano zasiłki dla tych, którzy długo byli bezrobotni i zmniejszono pensje w budżetówce. Podniesiono też podatki dochodowe. Te działania dały prawie 7 mld euro oszczędności, ale to za mało, by uratować tonący portugalski okręt. Sytuacja jest identyczna jak w Grecji i Irlandii. Na razie Lizbona odrzuca jednak propozycję wsparcia z zewnątrz. Na jak długo?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
tr