Gdybyśmy w jednej książce zebrali wszystkie reklamy oraz instrukcje obsługi urządzeń technicznych, otrzymalibyśmy wspaniałą opowieść o tym, jak nasze życie staje się lepsze. Pracę fizyczną zastąpiły maszyny, a pracę umysłową zastąpi całkowicie sztuczna inteligencja. Cudowny świat!
07.06.2023 23:52 GOSC.PL
Narracja technologiczna nie powstaje (jak narracja prometejska) na biurkach ideologów. Ona rodzi się spontanicznie, napędzana naszym naturalnym pragnieniem, by życie stało się lżejsze. Za tym pragnieniem podążają autorzy coraz subtelniejszych wynalazków lub innowacji oraz autorzy reklam. Ci drudzy wmawiają nam coraz to nowe potrzeby. Ci pierwsi zaś kierują się zasadą: trzeba zrobić wszystko, co da się zrobić, a granice owego „da się zrobić” trzeba nieustannie przesuwać.
Pierwszy problem z narracją technologiczną polega na tym, że wspomniana zasada nie jest oczywista. Doszliśmy bowiem do sytuacji, w której nie tyle technika odpowiada na nasze realne potrzeby, ile nasze potrzeby zwiększają się na miarę postępu techniki. Czy potrzebujemy aż tak bogato wyposażonych telefonów? Chyba nie, skoro do tej pory w wielu sprawach obywaliśmy się bez nich. Raczej jest tak, że to one – skoro już są – potrzebują nas. Bez nas przecież byłyby bezrobotne. Nie jest dobrze, gdy ludzie stają się niewolnikami postępu technicznego i dostosowują się do niego, zamiast go regulować. Życie w kieracie obowiązków wobec rozlicznych urządzeń, wbrew wspaniałej opowieści, wcale nie daje szczęścia. Niestety, samonapędzającego się pragnienia postępu nie da się zatrzymać.
Niektórzy, aby nadać sens idei postępu technicznego, proponują ideologię transhumanizmu. Jak pisze jeden z jej znawców: „transhumanizm, tak jak wyobraża sobie fuzję między człowiekiem oraz inteligentnymi maszynami, tak samo stara się osłabić granice między tym, co ludzkie, a tym, co boskie”. Innymi słowy, postęp jest po to, by przekształcić ludzi w trans-, post- lub nad-ludzi. Mamy stawać się coraz „bardziej podobni do Boga” lub nabywać „jakości, za pomocą których jest opisywany sam Bóg”. (To słowa transhumanisty Ray[mond]a Kurzweila). Prawdopodobnie jest to tylko metafora, ale metafora niebezpieczna. Człowiek może w rozmaity sposób przekraczać siebie, ale nie może stawać się tym, kim być nie może. Nie może sam z siebie zostać nieśmiertelnym lub wszechwiedzącym. Kto tak myśli, łączy w sobie naiwność z pychą, i – zamiast stawać się Bogiem – staje się karykaturą człowieka.
Transhumanizm nie jest ideologią, która pociąga lub pociągnie masy. Kładzie się jednak cieniem na współczesnej mentalności, która pokłada zbyt wielką ufność w technice, uważając, że rozwiąże ona wszystkie nasze problemy i przekształci nas w coś lepszego. Obawiam się jednak, że przekształci nas w coś gorszego. Dlaczego?
Kilkadziesiąt lat temu amerykański filozof John Searle skonstruował eksperyment myślowy, nazwany argumentem z chińskiego pokoju. (Więcej o nim dyskutuję TUTAJ). Mówiąc w uproszczeniu, miał on pokazywać, jak działa lub co robi (szeroko rozumiana) sztuczna inteligencja. A co ona robi? Bardzo szybko i bardzo sprawnie przekształca znaki, choć ich nie rozumie. Przypomina w ten sposób kogoś, kto nie rozumie języka chińskiego, ale – dzięki dostarczonemu zestawowi reguł gramatycznych – potrafi poprawnie odpowiadać na zadane chińskie znaki innymi chińskimi znakami. Nasz współczesny ChatGPT działa na podobnej zasadzie, przy czym liczba sensownych zestawów znaków, którymi dysponuje, oraz liczba dodatkowych reguł (w tym reguł statystycznych), które służą mu do ich przekształcania, jest znacznie większa. To dużo, ale wciąż nie ma rzeczywistego rozumienia i rzeczywistej komunikacji!
Kto z kim/czym przestaje, takim się staje. Jeśli będziemy – a będziemy – coraz więcej czasu przebywać z (taką lub inną) sztuczną inteligencją, będziemy się do niej upodabniać. Będziemy więc coraz sprawniej przekształcać dane (a ściślej: będziemy wkładać jedne dane do komputera i wyjmować z niego dane po przekształceniu), ale będziemy coraz mniej rozumieć. I będziemy coraz mniej tworzyć, coraz mniej myśleć, coraz mniej czuć, coraz mniej przeżywać, coraz mniej po ludzku rozmawiać. W końcu zaniknie istotna różnica między naturalną a sztuczną inteligencją, między człowiekiem a inteligentną maszyną, między uduchowioną osobą a bezdusznym urządzeniem. Czy jednak o takiego nadczłowieka nam chodziło?
Czytaj też:
Jacek Wojtysiak