Zawsze robiła na mnie wrażenie owa natychmiastowa reakcja Mateusza na głos Zbawiciela.
Co przesądziło o tym, iż był gotów od razu przyjąć Boże wezwanie? Jezus przeszedł obok komory celnej, w której upływało życie Mateusza, spojrzał i przeniknął go niewidzialną łaską. W jednej chwili zobaczył on to, na co ktoś inny potrzebowałby wielu lat trwania w nowicjacie bądź podążania etapami katechumenatu. O wszystkim zadecydowało jedno słowo: „Pójdź za Mną!”. Podobnie było z Szymonem i Andrzejem, Jakubem i Janem. Natychmiast zostawili sieci, łódź i ojca i poszli za Jezusem. Nie ulegli impulsowi chwili. Raczej chodziło o efekt wewnętrznego uwolnienia. Ten sam, który wcześniej słowem podniósł z łoża paralityka, teraz słowem uwolnił Mateusza z przywiązania do pieniędzy i innych dóbr. Prawdopodobnie od dawna tliło się w Mateuszu poczucie niespełnienia i niemożności zdobycia szczęścia pomimo stanu posiadania i spełniania wielu kaprysów. Brakowało duchowego tlenu. Człowiek na pozór zasobny nieraz zmuszony jest nosić w sobie upokarzający smak nieuczciwego, podwójnego, zmaterializowanego życia. Ciążą mu pogarda, rywalizacja, nawyk kopania dołków pod wrogiem, plotki i złośliwości dominujące w jego środowisku. Czuje się funkcjonariuszem obcego systemu, w którego zależność trafił na własne życzenie. Zgodnie z myślą św. Augustyna każdy mieszkaniec naszego świata należy do jednego z dwóch niewidzialnych państw czy też miast, które pozostaną zmieszane aż do końca czasów: państwa człowieczego, składającego się z rozproszonych, zagubionych, obojętnych i złych, oraz państwa Bożego, obejmującego lud Boży pielgrzymujący ku innej rzeczywistości, ku niebu. „Dwojaka tedy miłość dwojakie państwo uczyniła – wyjaśniał Augustyn – ziemskie państwo uczyniła miłość własna posunięta aż do pogardy Boga, niebieskie państwo uczyniła miłość Boża posunięta aż do pogardy samego siebie. Ziemskie – w sobie szuka chwały, niebieskie – w Panu. Bo ziemskie szuka jej u ludzi; dla niebieskiego Bóg, sumienia świadek, jest chwałą najwyższą” (Państwo Boże, XIV, 28). To może tłumaczyć „efekt Mateusza”. Uwięziony w ciasnej przestrzeni własnego egoizmu w przechodzącym Jezusie odnalazł szansę na przedarcie się do królestwa miłości. Jedno zdanie: „Pójdź za Mną” zawierało w sobie całkowite wyjaśnienie i całą katechezę życia. Wezwanie Boga napotkało uczucie ulgi i bezwarunkowe przyjęcie. W scenie Jezusa otoczonego celnikami i grzesznikami bije w oczy kontrast między łagodnością Nauczyciela a sztywną twardością faryzeuszów ogarniętych przekonaniem: „Zawsze mam rację, jestem dobry, to daje mi tytuł do osądzania innych”. Jezus w tym gronie wyróżnia się jako lekarz, a nie sędzia, poruszający się wśród pacjentów szukających lekarstwa, a nie wyroku. Przywołuje proroka Ozeasza: „Bardziej pragnę miłosierdzia niż ofiary”, dając tym samym wyraźny znak zstąpienia Boga do ludzi. Używa względem nich miłosierdzia. Zbliża się do grzeszników, obcuje z nimi, by ich przygotować na przyjęcie Boskiego antybiotyku – przebaczenia. Obwieszcza nadejście od dawna oczekiwanego jubileuszu miłosierdzia.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak