O pierwszym i jedynym zwycięstwie nad Anglią w 1973 r., strefie kibica w seminarium duchownym oraz baśni zwanej piłką nożną opowiada ks. Jerzy Szymik.
Piotr Sacha: Proszę nie czuć się jak na przesłuchaniu. Co robił Ksiądz 6 czerwca 1973 roku między 17.30 a 20.30?
Ks. prof. Jerzy Szymik: Oglądałem mecz Polska–Anglia (2:0). Miałem 20 lat, trwała właśnie pierwsza letnia sesja egzaminacyjna w czasie moich studiów w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie. Oglądaliśmy ten mecz wielką gromadą kleryków w auli seminaryjnego gmachu, na kolorowym już ekranie telewizora.
Co zapadło w Księdza pamięci najmocniej z tamtego widowiska?
Sporo. Pamiętam świetnie obie bramki, Banasia i Lubańskiego, choć na pewno pamięci pomogły niezliczone powtórki telewizyjne i internetowe skrótów tego meczu. Pamiętam faul McFarlanda na Lubańskim, faul, który naszemu wybitnemu napastnikowi złamał karierę. Pamiętam niezwykle ofensywną dynamikę i technikę tamtej reprezentacji Górskiego. Ale chyba najbardziej pamiętam klimat naszej seminaryjnej wspólnoty sprzed półwiecza, śląskich chłopaków, którzy w Krakowie, w ciemnej epoce gierkowskiej komuny – to był czas megaobłudy, peerelowskiego glamouru, bezwzględnej walki z Kościołem z esbecją w roli głównej – dorastali do kapłaństwa, największego wyzwania swego życia. Oczywiście służyły temu pierwszorzędnie kaplica i sala wykładowa, ale też Kraków, z jego Kościołem i kulturą. Z wielką postacią Wojtyły. No i boiska Cracovii i Wisły, gdzie rozgrywaliśmy mecze. I kibicowanie. Nasza aula stawała się wówczas strefą kibica, z potężnymi emocjami…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.