Nikodem to członek Sanhedrynu, autorytet i filar, a z drugiej strony człowiek chwiejny i słaby, niepewny tego, na czym stoi.
Jezus powiedział do Nikodema:
«Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego».
Biedny rodzic, który nie wie, jak wychowywać swe dzieci; biedny biskup, który boi się ryzyka wyjścia poza ostrożną pruderię w swym pasterzowaniu; biedny katechista czy lider odnowy w Kościele, który lęka się wychylić w swych propozycjach poza utarte koleiny duszpasterskiej rutyny. Przygląda się bardziej odważnym od siebie z fascynacją i kłującą zazdrością, wypatrując po cichu ich upadku i kompromitacji. Nie wierzy, że można jeszcze uratować chrześcijaństwo. Ma w głowie wiele wyczytanych modeli i heurystyk, ale w nie za bardzo nie wierzy. Tak mniej więcej może wyglądać dzisiejszy Nikodem. Może i nawet od czasu do czasu sięga po „Gościa Niedzielnego”, by czytając jakiś tekst, skwitować wszystko werdyktem: „Popieram”, albo też: „Przynudzają”. Nic więcej. Nagle słyszy od Jezusa: Bóg pokochał ten zapyziały i zawodny świat. I przewidział dla niego ratunek: ludzie muszą uwierzyć w Syna Bożego. „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu, a kto nie wierzy, już się potępił”. Ta recepta najwyraźniej go zaskakuje. Nie bardzo wie, jak poradzić sobie z wyzwaniem: musisz uwierzyć! Jak tu „odbudować dom Boży”, skoro nie ma nowych pomysłów na projekty, studia ani procedury nominowania biskupów, nie ma postulatów co do nowych komisji, struktur, urzędów, planów duszpasterskich, zmian w nauczaniu, przesunięć budżetowych, reform albo przetasowań personalnych? Tymczasem żadna z tych spraw nie wygląda na coś nieodzownego. Jedyną nieodzowną rzeczą – mówi Jezus do dzisiejszego Nikodema – jest bycie świętym. A świętymi – jako Kościół i jako pojedyncze osoby – jesteśmy tylko wtedy, gdy żyjemy tym, co wyznajemy, i wierzymy w to, za co pokolenia chrześcijan cierpiały i oddawały życie. Jeśli chcemy odnowić Kościół, musimy zacząć od reformy własnych serc. Bez względu na to, jak się do tego zabierzemy, musimy odważniej i z większą miłością dawać świadectwo bycia katolikami, zarówno osobiście, jak i we wspólnocie wiary. Cała reszta, choćby z wierzchu wyglądała bardzo pobożnie, jest tylko zbędnym balastem. Albatrosy to ptaki przypominające duże kaczki. Amerykanie nazwali je „niezdarami”. One, chociaż mają skrzydła, muszą uczyć się latać. Ćwiczą z rozbiegu, startując pod wiatr. Wznoszą się jakieś trzy metry nad ziemię, a po niezgrabnym starcie większość ląduje płasko na brzuchu. Niektóre wstają zniechęcone, a w lipcu i sierpniu, kiedy zaczynają się migracje, ptaki, które nie nauczyły się latać, zazwyczaj umierają z braku pożywienia. Kiedy jednak opanują sztukę latania, wydają radosne krzyki. Pewnego razu żeglarze zauważyli kilka ptaków stojących na piaszczystej wydmie. Kiedy zaczęli do nich wołać, albatrosy odwróciły głowy w ich kierunku, ale nie ustawiły inaczej nóg i… przewróciły się do tyłu. Prawie wszystko, co robią, wydaje się niezdarne. Napisałem to wszystko na wypadek, gdyby ktoś z nas kiedyś usłyszał, że chowa albatrosa pod płaszczem (sutanną). Niezdary, które pozwalały Bogu działać, nieraz odmieniały bieg dziejów. •
AUTOR / CC-SA 3.0ks. Robert Skrzypczak