Narracje pop-nowoczesności (2): „zły Kościół”

Dlaczego współcześni Prometeusze nie lubią Kościoła? Dlaczego snują o Nim czarną opowieść? Jak odróżnić mądrą krytykę grzeszników świętego Kościoła od walki z Kościołem i ze świętością?

Przedstawiając w poprzednim odcinku narrację prometejską, wyróżniłem w jej treści dwa czynniki: wyzwolenie z wybranych nierówności oraz zerwanie z tradycyjnym porządkiem moralnym. Oba czynniki stanowią pozytywny składnik prometeizmu. Każda ideologia zawiera jednak także składnik negatywny, który definiuje wroga lub przeszkodę na drodze do „wspaniałego” celu. Dla prometeizmu tym wrogiem lub przeszkodą jest przede wszystkim Kościół katolicki. Dlaczego? Są ku temu dwa powody.

Po pierwsze, Kościół jest, nolens volens, instytucją nie- lub antyegalitarną. (I to prawdopodobnie ostatnią silną instytucją o takim charakterze). Oczywiście, Kościół zawsze głosił i głosi przyrodzoną godność każdego człowieka oraz równość ludzi wobec Boga. Nie o ten jednak sens równości chodzi współczesnym Prometeuszom. Denerwuje ich raczej to, że Kościół upiera się co do różnic w powołaniach ludzi. Dlaczego Kościół dzieli się na stany i dlaczego świeccy nie mogą (generalnie) sprawować sakramentów oraz głosić kazań? Dlaczego kobiety nie mogą być kapłanami? Dlaczego wśród kapłanów występuje hierarchia? Dlaczego homoseksualiści nie mogą zawierać ze sobą ślubów kościelnych? Owszem, Kościół nieraz pomagał i pomaga ubogim, chorym, niepełnosprawnym, uchodźcom, prześladowanym itp., jednak (w zasadzie) nigdy nie popierał rewolucji w rolach społecznych ani rewolucji obyczajowych. A one są oczkami w głowach Prometeuszy.

Drugi powód wiąże się z pierwszym. Kościół nie popierał i nie popiera rewolucji społecznych nie tylko dlatego, że zawsze wiązały się one z użyciem (fizycznej lub symbolicznej) przemocy, lecz także dlatego, że wywracając porządek społeczny, pociągały naruszenie (jakiejś sfery) porządku moralnego. A zrywanie z tym ostatnim porządkiem to istotny cel prometeizmu.

Aby zobrazować ten cel, podam przykład, który pokazuje współczesne prometejskie priorytety. Gdy kard. Jorge Bergoglio został papieżem, Wydawnictwo Znak szybko opublikowało książkę, która zawierała jego wypowiedzi z czasów, gdy był jeszcze arcybiskupem Buenos Aires. Na przedniej okładce tej książki pojawiła się taka reklama: „Co myśli papież Franciszek o celibacie, eutanazji, rozwodach i współczesnym Kościele?” Na tylnej okładce dodano do tej listy m.in. małżeństwa homoseksualne, aborcję oraz in vitro. Najzabawniejsze jest to, że w całej książce wszystkim tym sprawom (poza ogólnym pytaniem o współczesny Kościół) poświęcono stosunkowo mało miejsca, a przyszły papież nie zdradzał w niej jakiejkolwiek sympatii do rewolucji (anty)moralnej. Reklama tej książki, nolens volens, pokazuje jednak, jakie problemy prometeizm zadaje Kościołowi i papieżowi. W ten sposób reklama ta świetnie wpisuje się w agendę prometejską: Kościół powinien zmienić moralność i swą tradycję moralną, a jak tego nie zrobi, będzie wrogiem świata. Chodzi tu oczywiście o zasadniczą zmianę moralności, a nie o roztropne korekty duszpasterskie, choć każda taka korekta jest przyjmowana z entuzjastyczno-dopingującym okrzykiem: chcemy więcej!  

Narracja o „złym Kościele”, który aby w ogóle mieć rację bytu, musi się radykalnie zmienić w swym nauczaniu i funkcjonowaniu, rozwija się zarówno poza Kościołem, jak i wewnątrz niego. Przy czym obok aspektu teoretycznego przybiera ona – znacznie bardziej wpływowy – aspekt praktyczny. Polega on na medialnym pozycjonowaniu wybranych grzechów lub przestępstw popełnionych przez niektórych księży. Wśród nich najważniejszym jest pedofilia.

Rzeczywiście, pedofilia jest czymś, co budzi i powinno budzić oburzenie społeczne. Trzeba jednak odróżnić walkę ze złem, gdziekolwiek się ono pojawi, od tworzenia fałszywej narracji. Jej fałszywość opiera się na podwójnej selekcji: zewnętrznej i wewnętrznej. Selekcja zewnętrzna polega na skupieniu się w walce ze złem na jednej instytucji – instytucji Kościoła – i robieniu wrażenia, jakby była ona jedyną czarną wyspą na morzu dobra. Selekcja wewnętrzna polega zaś na wyborze z życia Kościoła pojedynczych przypadków zła, przemnożeniu go (według niczym nieokreślonych kryteriów) na duże liczby oraz przemilczeniu dobra. W takiej narracji Kościół jawi się jako instytucja systemowo zła – instytucja, której należy się bać. A jest to obraz radykalnie niesprawiedliwy. Niesprawiedliwy choćby wobec tak wielu osób duchownych i osób konsekrowanych, które z poświęceniem i żarliwością służą Bogu i ludziom. W „samonapędzającej” się opowieści o „złym Kościele” giną wszyscy wielcy i mali święci, giną ogromne pokłady dobra, które wydarzało i wydarza się w Kościele, giną wspaniałe dzieła ludzi Kościoła. Nie chodzi mi o ich idealizację, ale o elementarną poznawczą uczciwość.

Rachunek sumienia, oczyszczenie i budowanie wewnętrznych zapór przed złem są potrzebne w każdym czasie każdej wspólnocie, a przede wszystkim wspólnocie moralnej, jaką jest Kościół. Jednak oczyszczanie Kościoła to nie to samo, co narracja pt. „zły Kościół”. W pierwszym chodzi o dorastanie do moralnych ideałów, które Kościół głosi, a w drugiej – o kompromitację głosicieli, a w końcu i samych ideałów. W pierwszym chodzi o świętość, a w drugiej o to, by – zgodnie z ostatecznym celem prometeizmu – świętość wyeliminować i zastąpić ją swobodną ekspresją, która znajduje się poza dobrem i złem.

Czytaj też: Narracje pop-nowoczesności: prometeizm
 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak