Nie opróżniaj konta! Za to wyrzuć kartę bankową i bankomatową. Pozbądź się komórki i dostępu do internetu. Zostaw dom, a w nim na stole książeczkę ubezpieczeniową i ruszaj w nieznane. Dokąd?
Dowiesz się potem. Mniej więcej tak, wpisując to w kontekst naszej współczesności, należałoby oddać sens polecenia, jakie od Boga usłyszał Abram. Totalne szaleństwo! A Biblia pisze bardzo prosto, tak lakonicznie, że łatwo prześlizgnąć się przez to zdanie: „Abram udał się w drogę”. Ani słowa o przemyśleniach, wątpliwościach, jakichkolwiek pytaniach. Tymczasem w mentalności ludów starożytnego Bliskiego Wschodu to przynależność do domu ojca określała tożsamość człowieka. W pojęciu „dom” kryły się także ziemie i cały majątek. Udając się w drogę, Abram zrezygnował z dziedzictwa i prawa do rodzinnego majątku. Co więcej, porzucił wszystko, co w tamtej kulturze budowało poczucie bezpieczeństwa. Całego siebie złożył w ręce Pana.
Historycy czasów biblijnych datują życie Abrama mniej więcej na 2 tys. lat przed Chr. Jego wyjście z domu ojca wpisało się w okres wielkiej wędrówki, zwanej migracjami ludów Amurru. On sam wędrował szlakiem karawan. Pochodził z Ur, starożytnego miasta, które założyli jeszcze Sumerowie. Najpierw z ojcem Terachem powędrował do Charanu. I tam osiedli. Było to bogate handlowe centrum, swoisty przeładunkowy lądowy port położony w północno-wschodniej Mezopotamii. Tu spotykały się karawany, które przychodziły od południa z Egiptu i z południowego wschodu z Mezopotamii.
To ten Charan porzucił Abram, bo – jak potem o całym jego losie, łącznie z bezdzietnością, napisze św. Paweł Apostoł – „wbrew nadziei uwierzył nadziei”. Uwierzyć w postawie Abrama znaczy nie tylko przyjąć umysłem, uporządkować argumenty za i przeciw, a potem tylko głosić. Uwierzyć to znaczy położyć całego siebie dla sprawy, do której jest się przekonanym. Dopiero czas miał pokazać, że miał rację. Bóg spełnił wszystkie swe obietnice. Ale u początku drogi powołania wszystko było niejasne i mgliste, dramatyczne i nieznane, również kraj, do którego miał iść, nie znając nawet jego nazwy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Zbigniew Niemirski