Zachodnie media nie zawsze prawdziwie relacjonowały wydarzenia w Libii – mówi jeden z Polaków, który niedawno wrócił stamtąd do kraju.
Jeśli mam mówić szczerze, to wolę, żeby nie ujawniać mojego nazwiska – zastrzega na początku rozmowy. – To, że w Libii dzieje się coś poważnego – opowiada – uświadomiłem sobie parę dni po 17 lutego, gdy okazało się, jak wielka była skala demonstracji w Cyrenajce. To prowincja na wschodnim wybrzeżu kraju. Służby porządkowe nie były tam w stanie zapanować nad sytuacją. Po stronie manifestantów padły ofiary śmiertelne. Rozpoczęła się muzułmańska żałoba. Jej częścią jest pragnienie zemsty. To ono spowodowało narastanie buntu. Co było jego zapalnikiem? Zapewne był nim przykład krajów sąsiednich, czyli Tunezji i Egiptu, choć Libia – w porównaniu z nimi – jest krajem słabo zinformatyzowanym, a jej mieszkańcy nie są specjalnie zainteresowani tym, co się dzieje poza ich grajdołkiem. Pewną rolę odegrało też ujawnienie przez WikiLeaks depesz amerykańskiej ambasady w Trypolisie. W przeciwieństwie do podobnych depesz z Tunisu, nie zawierały one sensacyjnych informacji o tym, kto spośród ludzi władzy zamieszany jest w afery korupcyjne i ile pieniędzy na nich zarobił. Depesze amerykańskich dyplomatów z Libii były – wydawałoby się – dość banalne. Mówiły o słynnej już ukraińskiej pielęgniarce Muammara Kaddafiego i o tym, że 69-letni przywódca Libii nie jest w stanie wyjść pieszo wyżej niż 30 stopni. To w gruncie rzeczy drobiazgi na poziomie plotek z magla, ale w kraju, w którym życie prywatne przywódcy to tabu, ujawnienie takich szczegółów było czymś niezwykłym.
Lis pustyni ugryzł się w łapę
Strzałem w stopę okazała się sprytna na pozór zagrywka władz libijskich ze stycznia tego roku. By ubiec wybuch buntu podobnego do wydarzeń w Tunezji czy Egipcie, władze postanowiły skanalizować narastające napięcie. Podpuściły tysiące własnych obywateli, by prawem kaduka zajmowali niesprzedane mieszkania, wybudowane przez deweloperów. Policja stała z boku. Patrzyła spokojnie, jak dokonuje się ta grabież. I może rzeczywiście ta lisia zagrywka skanalizowałaby i wygasiła gniew ludu, gdyby nie to, że libijski tłum poczuł własną siłę. Zagarnął mieszkania, ale na tym nie poprzestał. Wysunął żądania polityczne. Zamieszki ogarnęły głównie Cyrenajkę z jej stolicą Bengazi. Skala buntu była tam tak wielka, że siły bezpieczeństwa nie były w stanie go opanować. Wycofały się prawie bez walki. Bronione były właściwie tylko ich koszary. Bombardowane były głównie składy broni. Ludzie Muammara Kaddafiego nie chcieli, by wpadła ona w ręce rebeliantów. Trudno właściwie mówić o wojnie domowej, bo prawdziwie wojenne zmagania objęły jedynie trzy oddalone od siebie punkty, tj. miasta Zawija, Misrata i Ras-al-Unuf. W stołecznym Trypolisie zbuntowały się tylko trzy dzielnice, znane z opozycyjnych nastrojów. Reszta półtoramilionowego miasta, wraz z otaczającą go Trypolitanią, opowiedziała się za Kaddafim. Podobnie uczyniły beduińskie plemiona z południa i centrum kraju. To ważne, bo w przeciwieństwie do mieszczuchów z wybrzeża, Beduini potrafią walczyć. Doniesienia zachodnich mediów o bombardowaniu przez lotnictwo Kaddafiego celów cywilnych w Trypolisie były – zdaniem naszego rozmówcy – całkowicie nieprawdziwe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała