Miriam 16 miesięcy po ślubie uległa tragicznemu wypadkowi i zapadła w śpiączkę. "Ślubowałem jej, że będę z nią na dobre i na złe" - tłumaczy mąż Angelo.
Święcie wierzy, że „osoby w stanie wegetatywnym nie wolno uważać za ciężar ani za przekleństwo. Że należy walczyć przeciw wszystkiemu i ze wszystkimi trudnościami, by się nią zaopiekować, wychodząc z założenia, że życie – każde życie, nawet zranione, zniekształcone, niezrozumiałe w swojej nowej formie – trzeba chronić, przyjmować, otaczać troską. A nie przerywać” – pisze Viviana Daloioso w „Avvenire”, największym włoskim dzienniku katolickim.
Tymi słowami opisuje historię Angelo Fariny i jego żony Miriam, która w 1991 r., 16 miesięcy po ślubie, „została mu odebrana” w tragicznym wypadku drogowym. Cudem przeżyła, ale pozostawała w śpiączce przez 32 lata, aż do śmierci w ostatnich dniach w szpitalu w Bassano del Grappa. Przez ten czas mąż nigdy jej nie opuścił, odwiedzając ją codziennie w lecznicy.
Swoją historię Angelo opowiedział w długim wywiadzie dziennikowi „La Stampa”. „Bycie przy niej każdego dnia było moim sposobem na wypełnienie obietnicy, którą daliśmy sobie przy ołtarzu, że będziemy ze sobą »na dobre i na złe«. Przede wszystkim ją głaskałem. Powiedziano nam na samym początku, że najlepszą rzeczą będzie dawać jej odczuć naszą obecność i jestem pewien, że ona ją czuła. Puszczałem jej ulubione piosenki pop. Potem opowiadałem jej, co przydarzyło mi się w ciągu dnia” – opowiadał Angelo dziennikarzom.
Wspólnie z nim przy Miriam trwały jej mama i siostry. „Razem nigdy nie przerwaliśmy opieki nad nią” – zapewniają. To poświęcenie było o tyle większe, że musieli codziennie przyjeżdżać z Treviso. Dziennikarze zadali pytanie mężowi Miriam, czy nie zdawało mu się kiedykolwiek, że to, co robi, jest „bezużyteczne”. Angelo odparł: „Szczególnie w pierwszych latach miałem momenty wielkiego zniechęcenia. Ale byłem jej to winien. Byłem to winien nam obojgu. Patrząc wstecz, jestem przekonany, że nie zmarnowałem swojego czasu i mam nadzieję, że i ona nie myśli, iż zmarnowała swój. Dziś ją pochowałem, czując, że w końcu zaznała spokoju za niesprawiedliwość, która ją dotknęła”.
baja /Avvenire