Karol III został koronowany na króla Zjednoczonego Królestwa. Uroczystość miała charakter całkowicie religijny i głęboko chrześcijański – dokładnie taki sam, jaki ma od wieków.
Można oczywiście stawiać pytania, na ile sam król jest osobiście wierzącym chrześcijaninem, na ile cały obrzęd jest traktowany przez Brytyjczyków jako zwykły rytuał, a na ile jako przeżycie religijne. Można wreszcie zastanawiać się, czy słuszne jest de facto urzędowe zmuszanie premiera Wielkiej Brytanii Rishniego Sunaka, by – zgodnie z tradycją – czytał czytanie liturgiczne z Pisma Świętego, choć sam jest praktykującym hinduistą (podczas pogrzebu Elżbiety II robiła to jego poprzedniczka, Liz Truss). Niezależnie od tych wszystkich pytań i wątpliwości, jedno jest faktem: to była druga już w ciągu niespełna roku okazja (pogrzeb i koronacja), w której miliony ludzi na całym świecie, oglądających transmisję, mogły usłyszeć najczystsze przesłanie Ewangelii – poprzez czytania liturgiczne i prostą, głęboką homilię arcybiskupa Canterbury, Justina Welby’ego. „Król Królów, Jezus Chrystus, został namaszczony nie po to, by mu służono, ale by służyć. Służba to miłość w działaniu (…). To Duch Boży daje siłę i pociąga nas do miłości w działaniu”, mówił abp Welby. Mówił o Jezusie, „który złożył na bok wszystkie przywileje i oddał swoje życie. Jego tronem był krzyż, a korona – z cierni. Każdy z nas otrzymał Boże powołanie do służby. Każdy z nas może dziś wybrać Bożą drogę. Udziel mi łaski, abym w Twojej służbie znalazł doskonałą wolność” – zakończył.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina