Dawno nie czytałam strof autora tak pogodzonego z przemijaniem jak Jarosław Jakubowski w tomie „Dzień, w którym umarł Belmondo”.
Zbiorek składa się z dwóch części o nazwach przywodzących na myśl tytuł książki Konwickiego: „Kalendarz” i „Klepsydra”. Obie sygnalizują, jak bardzo przez tę poezję płynie czas. Razem z opowiadającym przemierzamy pory roku i zmieniające się sytuacje „wyjazdowe”, wtapiając się w odkrywany przez niego krajobraz nie tylko zewnętrzny, ale i duchowy, ciekawszy, bo dotyczący zapisującego. W tej wędrówce nie ma tekstów przypadkowych, każdy jest stacją, na której warto się za zatrzymać. Już pierwszy, noszący tytuł „Kwiecień. W ciemności”, skłaniający, by choć przez moment pomyśleć o Eliocie, przypomina, że żegnamy się z życiem nieustannie, ale jeśli zgodzimy się na ten rytm, możemy odnaleźć wewnętrzną harmonię, nadającą sens każdemu dniowi. Przejmująco i prawdziwie brzmią linijki wspomnianego wiersza: „Stanąć i zapłakać nad tym, co minęło/ lecz odejść nie chce, płakać się długo, aż do wyczerpania/ pozwolić sobie na słabość tak wielką/ I nagą jak drzewo/ I więcej nie wrócić, bo nie ma powrotów (…)”.
Subskrybuj i ciesz się nieograniczonym dostępem do wszystkich treści