Pamiętacie Edith Piaf? Pamiętacie. Nie można nie zapamiętać tak dramatycznego vibrato w głosie i jeszcze bardziej dramatycznego życia.
Była córką śpiewaczki ulicznej, która szybko ją porzuciła, i cyrkowego akrobaty, który powierzył wychowanie małej Edith swojej matce. A że prowadziła ona dom publiczny, to właśnie w nim dziecko spędziło kilka najwcześniejszych lat. To musiało się na niej odbić: dzieciństwo częściowo spędzone w domu publicznym, dorosłość w nieustannym uzależnieniu od nielegalnej miłości i niezdrowej ilości leków znieczulających. Non, rien de rien, non, je ne regrette rien – słuchane po raz pierwszy zdaje się lirycznym credo, a w rzeczywistości jest przecież rozliczeniem z całym życiem. Niczego nie żałuję – ani dobra, którego doświadczałam, ani zła, które mi wyrządzono. Pamiętacie św. Teresę z Lisieux? Pamiętacie. Ale uwaga – o mały włos moglibyście nie pamiętać! W jaki sposób dwudziestoczterolatka miałaby zapracować na to, by ją zapamiętano po śmierci? Nawet jej rodzone siostry, również zakonnice, nie za bardzo przychylne były rozpoczęciu procesu kanonizacyjnego. A jednak. Jeden z najstarszych filmów w internecie to zapis ekshumacji jej ciała. Choć w jej pogrzebie uczestniczyła garstka, już przy ekshumacji otaczają ją tłumy, purpuraci i dostojnicy, a trumna jest przewożona z królewskim wręcz przepychem. Papieże – jak wspomniał Franciszek Kucharczak w bieżącym numerze „Gościa” („Wielka mała Teresa” – ss. 26–27) – prorokowali, że będzie „największą świętą nowych czasów” i „gwiazdą pontyfikatu”. Co takiego zatem się stało? Opublikowano jej zapiski, czyli „Dzieje duszy”. Książka ta – przyznam ze wstydem – przez całe życie wydawała mi się zapisem zbyt emocjonalnym, wręcz dziecięcym. Owszem, jest, ale nie tylko. Oto „mała” Tereska wychodzi na scenę tych naszych nowych czasów i mówi: możesz robić wiele i bardzo się starać, ale jeśli w tym wszystkim nie odnajdziesz prostej drogi do szczęścia, którym jest zaufanie Jemu, to... twoje starania raczej na nic się zdadzą. Do tego to szaleństwo – ofiara z siebie za mordercę, pragnienie wyjazdu na misje, gorąca modlitwa za kapłanów (cieszę się, że akurat te dwa tematy zbiegają się ze sobą w bieżącym numerze!). Umierała w ogromnym cierpieniu. I wciąż dziękowała, nie żałowała niczego, co ją spotkało. Co święta Teresa ma wspólnego ze słynną francuską śpiewaczką? Wiele. Gdy mała Edith przebywała u babki i w tym czasie zachorowała na oczy, ta – wraz z innymi mieszkankami prowadzonego przez siebie domu publicznego – zabrała ją do Lisieux (nie tak słynnego jak dzisiaj, dodajmy). Przyszła gwiazda francuskiej piosenki została uzdrowiona i do końca swoich dni, pomimo bardzo pokręconej historii życia, pozostała wierna Teresie. W rocznicę jej śmierci zawsze była w Lisieux, by się modlić. Medalik z jej wizerunkiem nosiła na szyi. Podobno przed każdym występem mówiła: „Śpiewam dla ciebie, Tereso”. Jest coś urzekającego w połączeniu historii dwóch tak odmiennych kobiet. Może deszcz róż, który jeśli już pada, to niewyłącznie na miejsca święte? A może to „niczego nie żałuję”, nawet zła, które mi wyrządzono? •
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.