Louise Glück, amerykańska poetka, laureatka literackiej Nagrody Nobla z 2020 r., 22 kwietnia skończyła 80 lat. Jeśli daje dziś czytelnikowi radę, to może tę: „Musisz znaleźć oparcie dla stopy, zanim przeniesiesz na nią cały ciężar”.
Nie ma lepszego dnia niż dziś, by sięgnąć do jej poezji (jeśli ktoś tego dotąd nie zrobił).
Jeszcze do niedawna wśród polskich czytelników zupełnie nieznana. Do momentu, w którym został podany do wiadomości werdykt Akademii Szwedzkiej, nie było o niej nawet notki w polskiej Wikipedii. Jak zauważył w pierwszym numerze „Gościa” po tamtym werdykcie Szymon Babuchowski, nie wydano w Polsce żadnego zbioru jej wierszy, a przekładów pojedynczych tekstów też istniało niewiele: trzy utwory przetłumaczone przez Julię Hartwig w antologii poetek amerykańskich „Dzikie brzoskwinie”, jeden poemat i jeden krótszy wiersz w przekładzie Piotra Zazuli, opublikowane w 14. numerze pisma „Fraza” z 1996 r., kilka utworów rozsianych po internecie – i to prawdopodobnie wszystko.
Tak było przeszło dwa lata temu. A jak jest dziś? Mamy już całe szczęście dwa tomiki Glück, wydane nakładem oficyny a5. Sięgnijmy po ten ostatni, skromny, choć pisany długie cztery lata, zatytułowany „Zimowe przepisy naszej wspólnoty”. Zaledwie 15 wierszy. Każdy wart wydanych na niego pieniędzy... Ostatnie zdanie może zabrzmieć dziwnie, brutalnie. Bo czy wiersze można traktować jak każdy inny produkt na sprzedaż? Jak każdy – pewnie nie. Ale jak podręczną ozdobę, mistrzowskie rękodzieło – czemu nie. Zatem 15 koralików wierszy, za każdy zapłaciłem 2,5 zł. Zaznaczam na czerwono: wyliczona kwota nie ma tu znaczenia. Znaczenie ma to, że wierszy – nawet w opasłych tomiskach dzieł zebranych – nie należy „brać” hurtem.
Cofnijmy się jeszcze o dwa lata i trochę. Kilka godzin po tym, jak w życiu poetki dość niespodziewanie (chociaż, który pisarz może się tego spodziewać?) pojawił się literacki Nobel, Glück rozmawiała z dziennikarką „New York Times”. Opowiadała m.in. o najnowszej – wówczas jeszcze nie wydanej – książce, nad którą pracowała „cztery lata w udręce”. Niespodziewanie pojawiło się coś, co noblistka określiła cudem. Dopisała kilka wierszy, a całość nabrała odpowiedniej formy.
O czym są „Zimowe przepisy”? „O rozpadzie – odpowiada dalej Gluck nowojorskiemu dziennikowi – Jest w tej książce dużo żałoby. Jest też dużo komizmu, a wiersze są bardzo surrealistyczne”.
Gdy powstawały utwory z „Zimowych przepisów”, poetka miała świeżo w pamięci i w sercu śmierć swojej siostry, która to – jak sugeruje tłumaczka książki – jest najważniejszą bohaterką tego tomu. W wierszu „Jesień” autorka na moment oddaje jej głos: „Życie jest jak pochodnia, którą ciało przekazuje umysłowi. Niestety umysł nie kwapi się, by ją przejąć”. Nieco dalej Glück pisze w podobnym tonie, lecz już we własnym imieniu: „Jaki ciężki jest mój umysł/wypełniony przeszłością./Czy wystarczy miejsca, żeby wniknął tam świat?”.
Nowojorska poetka mistrzowsko splata zdania, które wyciągają w czytelniku na wierzch poukrywane tęsknoty, melancholię, ale też delikatny uśmiech – pochodną dystansu do siebie samego i otaczającego świata. W „Dziecięcej historii” przeczytamy takie wersy: „Nikt nie wie nic o przyszłości, / nawet planety nie wiedzą.(...) Z oknem samochodu krowy i pastwiska dryfują w dal; / wyglądają spokojnie, ale spokój nie jest prawdą. / Rozpacz jest prawdą. O tym / wiedzą matka i ojciec. / Wszelka nadzieja stracona. / Musimy wrócić tam, gdzie ją straciliśmy, / jeśli chcemy znowu ją znaleźć”.
Potwierdza się konkluzja mojego redakcyjnego kolegi (raz jeszcze odsyłam do artykułu „Zwycięstwo poezji”) z 2020 r.: „Poezja Louise Glück nie przynosi łatwych pocieszeń, jednak nie zatrzymuje się na pustce – jest ciągłym podnoszeniem się i kontynuowaniem wędrówki w poszukiwaniu sensu”.
Każda recenzja książki poetyckiej w jakimś sensie skazana jest na porażkę. Bo tę wędrówkę razem z autorem czytelnik musi przejść samodzielnie. A może 15 wierszy dzisiejszej jubilatki z „Zimowych przepisów” to wcale nie koraliki, lecz przystanki w długiej podróży. Trzeba się zatrzymać, żeby móc jechać dalej. Lub jak pisze poetka: „Musisz znaleźć oparcie dla stopy, / zanim przeniesiesz na nią cały ciężar”.
Piotr Sacha