Ubodzy ją uwielbiali. Na jej pogrzeb przybył nieprzebrany tłum. A siostry ze zgromadzenia, któremu przewodniczyła, opowiadają: „Oddawała ostatnią kromkę chleba, a za chwilę otrzymywała dużo więcej”. Taka była matka Teresa. Z Kalkuty? Nie. Z Sosnowca.
Rzuciłem w pracy nazwisko. – Kierocińska? – Mój wujek, ksiądz, twierdzi, że został uzdrowiony za jej wstawiennictwem – ożywiła się Basia Gruszka-Zych. A siedzący obok niej fotoreporter Henio Przondziono wyciągnął z portfela maleńką karteczkę z cytatem matki Teresy. Noszę ją od lat – dodał. To się nazywa promieniowanie świętości.
Dziecko pod ochroną
Nie mówiła ani słowa. Bardzo martwiło to rodziców trzyletniej milczki. Mama Janiny postanowiła obgadać ten problem z Maryją Jasnogórską. Ruszyła z Wielunia do Częstochowy. Gdy wracała, Janka wypatrzyła znajomą twarz w tłumie pątników i zawołała: „O Jeziu! Mama idzie!”. Pierwszym słowem, jakie wypowiedziała, było Imię ponad wszelkie imię. I to naprawdę nie był przypadek. Chroni ją niewidzialna moc – szeptali rodzice. I wówczas, gdy brat Janki, zapalony myśliwy, strzelał do pływających po stawie kaczek, a dziewczynka wbiegła wprost w pole rażenia, i wówczas, gdy zamyślona wpadła pod kopyta rozjuszonego, narowistego konia i… spokojnie przeszła między wierzgającymi kopytami. Była chroniona.
W dzień swej Pierwszej Komunii („to był najpiękniejszy dzień mego życia”) dziesięciolatka postanowiła: „Chcę się poświęcić Bogu”. Nie zdawała sobie sprawy, że na realizację tych słów poczeka aż 26 lat. Ojciec nie chciał słyszeć o klasztorze. Każda próba rozmowy kończyła się burzliwymi awanturami.
Miał wobec najmłodszej córki sprecyzowane plany. W czasie wesela siostry Janina usłyszała: „Dla ciebie wyprawię jeszcze piękniejsze wesele. Tylko wybierz ukochanego”. Gdy odparła: „Już wybrałam. Jest nim Jezus”, ojciec wybuchł. Zaczęła się duchowa szarpanina. Ludzie, którzy przechodzili obok domu Kierocińskich, słyszeli: „Dewotka! Przestałabyś się już w końcu modlić!”. – Kierownik duchowy Janiny, karmelita o. Anzelm Gądek, podpowiadał: „Zgoda rodziców będzie potwierdzeniem woli Bożej” – opowiada z pasją siostra Bogdana. Siedzimy w macierzystym domu zgromadzenia przy ulicy… Kierocińskiej w Sosnowcu. – Dziewczyna była posłuszna. Dopiero na łożu śmierci, w maju 1921 roku, jej tata zaakceptował wybór córki. Mogła od razu wstąpić do klasztoru, ale widząc konającego ojca, szepnęła do mamy: „Jeszcze poczekam, bo gdybym teraz poszła, tatusiowi byłoby przykro”. To dopiero wrażliwość! Po kilku dniach ojciec zmarł na jej rękach. I wówczas rozpoczęła się nieprawdopodobna historia.
Krótka rozmowa
Ojca Anzelma zachwyciły w Rzymie zgromadzenia karmelitańskie czynne. Służyły Kościołowi nie tylko przez modlitwę, ale i działalność apostolską. Chciał przeszczepić ten odcień Karmelu nad Wisłą. Został prowincjałem karmelitów i mógł wreszcie zrealizować to pragnienie. Gdy więc ks. Franciszek Raczyński, prezes Towarzystwa Dobroczynności w Sosnowcu, zwrócił się z prośbą o przysłanie sióstr do pracy wśród ubogich, a biskup Władysław Krynicki powtórzył tę prośbę, karmelita potraktował to jako odpowiedź z nieba. I założył nowe zgromadzenie. Kto zostanie przełożoną karmelitanek Dzieciątka Jezus? – zachodził w głowę. Aż w końcu zdobył się na szaleństwo. O prowadzenie raczkującego zgromadzenia nie poprosił doświadczonej mniszki czy wieloletniej mistrzyni nowicjatu. Poprosił o to osobę świecką – Janinę Kierocińską. To była krótka rozmowa. – Chcesz zostać karmelitanką? – Oczywiście. – A chcesz zostać przełożoną nowego zgromadzenia, które pragnę utworzyć? Chwila ciszy. – Jeśli taka jest wola Boża, zgadzam się.
Marcin Jakimowicz; GN 12/2011