Nasze wojenki przypominają wymianę ripost bezzębnych dziadków z Muppet Show. A Bóg już w pierwszym zdaniu pierwszego Psalmu wyjaśnia „Szczęśliwy mąż, który nie siada w kole szyderców”.
16.04.2023 16:01 GOSC.PL
Od czasu do czasu (nie za często ze względu na wewnętrzną higienę) zerkam na katolicko-katolicką jatkę w mediach społecznościowych. Mam wrażenie, że przypomina ona wymianę błyskotliwych, warczących myśli bezzębnych dziadków z Muppet Show. Co się z nami stało? Zamiast kreować rzeczywistość i iść przez „cmentarze świata” z paschalnym okrzykiem: „On żyje!”, z nieskrywanym uśmieszkiem reagujemy rechotem na felietony kolejnych mistrzów ciętej riposty. Kto lepiej odbił piłeczkę? Kto mocniej dowalił? Był nokaut?
Dlaczego Bóg już w pierwszym zdaniu pierwszego Psalmu wyjaśnia „Szczęśliwy mąż, który nie siada w kole szyderców”? Przypadek? Nie sądzę…
„Można się z drugim spierać, kłócić, nawet wkurzać na niego, ale nie wolno nim pogardzać” - jak mocno brzmią dziś słowa ks. Jana Kaczkowskiego (umierając wyszeptał: „miłosierdzie” i często powtarzał, że śmierć nie jest ostatnim słowem. Może dlatego jego pogrzeb wyznaczono na prima aprilis?).
- Klikasz i lądujesz na polu walki, w sercu jatki. Po kilku sekundach dowiadujesz się, co sądzą na twój temat hejterzy. Dociera do nas mnóstwo informacji, które odbierają nam nadzieję – opowiadał mi Wojciech Bonowicz - A forma, w jakiej docierają, jest dodatkowo przygnębiająca. Mamy niewiarygodnie szybki dostęp do ludzkiego nieszczęścia, do katastrof, do rozmaitych „końców świata”. I nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Komentować? Bardzo rzadko śledzę rozmowy, które toczą się w internecie. Zwykle nic dobrego z nich nie wynika. Mam wrażenie, że ci, którzy zabierają głos, często wcale nie chcą się spotkać, dowiedzieć się czegoś, szukać jakiegoś wspólnego rozwiązania. Ale są i pozytywy, na przykład wszelkiego rodzaju internetowe zbiórki. Można szybko zmobilizować ludzi do konkretnego dobra. Natomiast „zbiórki słowne” są raczej przygnębiające. Od nas zależy, czy skupimy się na podziałach, czy będziemy starali się budować mosty. W „Dzienniku końca świata” opisuję obrazek, który znalazłem w internecie. Przy biurku otoczony książkami mężczyzna notuje coś na kartkach. „Co robisz?” – pyta żona. „Przygotowuję się do świątecznej kłótni na tematy polityczne. Tym razem będzie pozamiatane”. Zobacz, jak wiele to o nas mówi! Wielu ludzi lubi to słowo: pozamiatane. A ono przecież oznacza, że nie chcemy się z drugim porozumieć, tylko chcemy sprawić, żeby zniknął, żeby nie został po nim najmniejszy ślad. Tak, jakby nie miał nawet odrobiny racji. Posprzątane i już.
- Jeśli mogę coś zmienić, zmieniam, ale jeśli nie, zostawiam to i pozostaje mi ufna modlitwa. A nie hejt, plucie na siebie czy oskarżenia! – dopowiadał o. Leon Knabit - Poza tym słyszę często, że ludzie martwią się o „ich Kościół”. A Biblia mówi wyraźnie: nie ma „mojego”, czy „naszego” Kościoła”. Jest Kościół Jezusa Chrystusa. O ile jestem Chrystusowy, o tyle spada we mnie poziom lęku i zamartwiania się. On wie, co robi. „Nie lękajcie się! Jam zwyciężył świat”.
Błogosławieni ci, który nie siadają w kole szyderców.
Marcin Jakimowicz