Uzależnienie jest zawsze efektem wtórnym. Najczęściej głównym powodem bezdomności są zerwane relacje - odejście, rozwód, śmierć kogoś bliskiego - powiedziała PAP Justyna Nosek z Dzieła Pomocy św. Ojca Pio w Krakowie w związku z przypadającym w połowie kwietnia Dniem Ludzi Bezdomnych.
14 kwietnia przypada Dzień Ludzi Bezdomnych, nieformalne święto zainicjowane przez twórcę Monaru i Ruchu Wychodzenia z Bezdomności Marka Kotańskiego. "O osobach bezdomnych myślimy szczególnie zimą, ale chociaż na zewnątrz się zieleni, to bezdomność nie znika. Jest to problem, o którym staramy się przypominać przez cały rok, a w tym czasie szczególnie uwrażliwiać na kwestie stereotypów, jakie krążą o bezdomności" - podkreśliła Justyna Nosek z Dzieła Pomocy św. Ojca Pio.
- To, co zewnętrzne, podsuwa nam pierwsze skojarzenia na temat bezdomności. Bo widzimy, że na Plantach jest mężczyzna, brudny, brzydko pachnący. To samo zobaczymy, wpisując hasło w wyszukiwarkę, zazwyczaj do tego jest jeszcze puszka symbolizująca problem alkoholowy. Natomiast pracując z osobami bezdomnymi blisko 20 lat widzimy, że to jest jedynie niewielki wycinek prawdy. Bezdomność "ławeczkowa", o której mówię, to znikomy procent całego zjawiska. Ogromna większość ludzi bezdomnych to osoby, które są schludnie ubrane, dbają o swoją higienę, czystość ubrania. To często ludzie, którzy mają zatrudnienie i mieszkają w placówkach tymczasowego schronienia - w ciągu dnia wychodzą do pracy, a na noc wracają do tzw. noclegowni. I to też są osoby bezdomne. Razem z nami szukają pracy, uczestniczą w grupach wsparcia, korzystają z pomocy psychologicznej czy mieszkają w prowadzonych przez Dzieło mieszkaniach. Mamy teraz 13 takich mieszkań, w których przebywa kilkadziesiąt osób i żadna z nich nie przypomina osoby bezdomnej zgodnej z tym obrazem, jaki najczęściej mamy przed oczami - mówi Justyna Nosek.
- Prawdą jest, że wiele osób bezdomnych boryka się z nałogami, nie tylko chodzi o alkohol, ale też różnego rodzaju środki odurzające. Jednak badania i nasze rozmowy z osobami bezdomnymi pokazują, że to uzależnienie jest zawsze efektem wtórnym. Najczęściej głównym powodem są zerwane relacje, głównie relacje rodzinne - odejście partnera, rozwód, śmierć kogoś bliskiego. One sprawiają, że w pewnym momencie osobie, która normalnie funkcjonuje w społeczeństwie, chwieje się cały świat, bo rozsypuje się to, na czym budowała życie, co wydawało się mocne i stabilne. Drugim imieniem bezdomności jest samotności. Przypomina mi się historia pana Roberta, który opowiadał nam, że trudno powiedzieć, które z wydarzeń w jego życiu było gorsze: czy to, że po kilkunastu latach rozwiodła się z nim żona, czy to, że syn miał nowotwór i w bardzo młodym wieku umarł, czy to, że on sam uległ wypadkowi, po którym był niezdolny do wykonywania zawodu. Osoby, które do nas przychodzą, często są złaknione drugiego człowieka. I my też postrzegamy swoją rolę jako towarzyszy, chcemy dać im uwagę, okazać szacunek i akceptację. Pracujemy nad tym, żeby osoby bezdomne przyjąć takimi, jakie są, żeby nie wymuszać zmian, do których nie są przygotowane, na które nie są gotowe i po prostu towarzyszyć im i czekać, zachęcać do zmiany - dodaje.
Według najnowszego raportu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, z 2019 roku, 16,4 proc. osób bezdomnych to kobiety. Wśród podopiecznych Dzieła jest nie tylko absolwentka szkoły artystycznej, ale też nauczycielka czy przedsiębiorca, który prowadził cztery lokale gastronomiczne.
- Brak mieszkania to jest wierzchołek góry lodowej. To nie jest takie oczywiste, że jeżeli komuś darujemy to mieszkanie, to jego sytuacja z dnia na dzień się diametralnie zmieni. Dzieło dysponuje 13 mieszkaniami, z czego trzy to tzw. mieszkania na start (treningowe - PAP), a pozostałe na finał wychodzenia z bezdomności. Tylko, że poza mieszkaniem taka osoba wymaga ogromnego wsparcia. Bo jeśli spojrzymy głębiej, tam jest o wiele więcej problemów, niezaleczonej przeszłości, pozrywanych relacji, chorób, dodatkowo nieunormowanych sytuacji urzędowych, prawnych, alimentacyjnych, które przyczyniają się do tego, że dana osoba doświadcza bezdomności. Czasem jest też tak, że te osoby przyzwyczajają się do tego sposobu życia, zapominają, że można przebywać we własnym domu. Kiedyś pan, którego wprowadzaliśmy do jednego z naszych mieszkań, powiedział z przerażeniem: wie pani co, ja chyba nie umiem już mieszkać - opowiada Justyna Nosek.