Patryk Galewski opowiada o przyjaźni z ks. Janem Kaczkowskim, która go ocaliła, o trudnej sztuce przebaczania i o przepisie na dobre życie.
Agata Puścikowska:Co dobrego dziś Pan ugotował?
Patryk Galewski: Dziś byłem w domu, nie w pracy. Więc gotowałem po domowemu – indyka z surówką z białej kapusty. Proste i pyszne, dla całej mojej rodziny.
Na co dzień jest Pan szefem kuchni w jednej z helskich restauracji. Jak Pan tam trafił?
Właściciel mnie namierzył, ściągnął – i jestem. Pracuję czwarty rok i mieszkam w Helu, na końcu Polski. Mieszka się tu dobrze, bo jest pięknie, powietrze czyste i widoki wyjątkowe. Ale czasem bywa trudno, bo miejsce odcięte od świata, społeczność dość zamknięta. Staram się zachować balans między pracą, rodziną, działalnością społeczną.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.