O inicjatywach przeciwko książce Jana T. Grossa dowiadujemy się z „Rzeczpospolitej”. – Wezwania do bojkotu „Złotych żniw” Jana Grossa mieszczą się i w regułach demokratycznego społeczeństwa, i w logice wolnego rynku – pisze Piotr Zaremba.
„Tu sprzedają antypolskie książki” – takie kartki formatu A4 od kilkunastu dni pojawiają się na witrynach księgarń w centrum Gdańska, które na swoich wystawach umieściły książkę „Złote żniwa” Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross. „Celem naszej akcji jest zniechęcenie księgarzy do sprzedaży tej książki, zwrócenie im uwagi, że sprzedając ją, uczestniczą w czymś haniebnym” – mówi „Rz” jeden z organizatorów plakatowej kampanii. Z kolei księgarnia Selkar.pl sama postanowiła zniechęcić potencjalnych klientów. „Złote żniwa” wystawiła na sprzedaż w cenie 4499 zł. Internauci zauważyli, że to kwota zbliżona do rynkowej ceny uncji złota. Ze sprzedaży „Złotych żniw” nie rezygnuje jednak sieć Empik, książka ta cieszy się dużym zainteresowaniem ze strony czytelników – czytamy.
Opisane dziś przez „Rzeczpospolitą” wezwania do bojkotu „Złotych żniw” Jana Grossa mieszczą się i w regułach demokratycznego społeczeństwa, i w logice wolnego rynku – pisze na łamach „Rzeczpospolitej" Piotr Zaremba. Dziennikarz uważa, że Grossa jako ewentualnego celu „nagonki” szczególnie trudno żałować. Argumentuje to ostatnim zachowaniem Grossa w TVP, kiedy to zwymyślał księdza T. Isakowicza-Zaleskiego, a redakcyjnych kolegów Michała Majewskiego i Pawła Reszkę nazwał „patałachami”, bo go złapali na dezinformacji.
Zaremba podkreśla, że postępowanie to, pokazuje Grossa jako człowieka nietolerancyjnego, z trudem znoszącego krytykę. Przerażająca dla dziennikarza jest także łatwość, z jaką liberalno-lewicowy salon orzekł, że nawet jeśli w książce Grossa coś się nie zgadza, całość jest ważna i zasługuje na pochwały. „W ostatnim programie Tomasza Lisa tłum celebrytów dowodził, że zupełnie go nie interesuje debata o faktach czy kontekstach” – czytamy w „Rz”.