O gubieniu Jezusa w Kościele, listach (do) św. Jana Pawła II, wrażliwości na skrzywdzonych i o nadziei paschalnej mówi abp Grzegorz Ryś.
Jacek Dziedzina: Piotr i Jan biegnący do grobu, uczniowie w drodze do Emaus, nowy cudowny połów ryb nad Morzem Tyberiadzkim… Wszędzie w centrum Jezus Zmartwychwstały. Kościół w Polsce rozpoznaje się jeszcze w paschalnych scenach Ewangelii? Możemy powiedzieć, że to opowieść o nas dzisiaj?
Abp Grzegorz Ryś: Gdyby Kościół nie chciał się w nich rozpoznać, toby się musiał rozwiązać. Ewangelia jest po to napisana i po to jest odczytywana, zwłaszcza w liturgii, byśmy byli uczestnikami jej wydarzeń, a nie wyłącznie wspominaczami. W każdej z tych scen musimy się odnaleźć jako wspólnota Kościoła, ale to jest też rzecz głęboko indywidualna, dla każdego z osobna.
Po spotkaniu ze Zmartwychwstałym uczniowie nie chcieli już niczego innego, tylko głosić, że Jezus żyje. Czy my nie tracimy zbyt wiele czasu i energii na „zajmowanie stanowiska”, obchody wielkich rocznic, kolejne kanonizacje, obronę swojej pozycji czy nawet dobrego imienia? To się chyba nie przekłada na przyciąganie ludzi do Chrystusa…
To są procesy, które dotyczą całego Kościoła. José Prado Flores opowiadał, jak na synodzie biskupów poświęconym nowej ewangelizacji, mając 4 minuty na wypowiedź, zrobił krótką medytację nad Ewangelią o odnalezieniu Jezusa w świątyni. I mówił właśnie o tym, że to jest tajemnica, która bardzo przypomina mu Kościół dzisiaj. Jest w nim wszystko: są Maryja i Józef, są krewni, znajomi, pielgrzymka do Jerozolimy na najważniejsze święto, Paschę… José zażartował, że może nawet kupili sobie jakieś pamiątki religijne. I dopiero jak wracali, to odkryli, że w tym wszystkim zgubili Jezusa. José mówi, że to jest dość powszechna sytuacja Kościoła dzisiaj.
Co poszło nie tak?
Jeśli postrzegamy Kościół przede wszystkim przez pryzmat instytucji, procedur, struktur, utartych schematów działania, form liturgicznych, form pobożnościowych, czy przez pryzmat nadużywanego często pojęcia „wartości chrześcijańskie” – wtedy łatwo jest wiarę urzeczowić. To jest bardzo niebezpieczne, bo redukuje wiarę do ideologii. A wiara jest relacją między osobami, musi być relacją z Bogiem i musi być relacją z ludźmi. Cały entuzjazm misyjny bierze się ze spotkania z żyjącym Panem. Jeżeli tego nie ma, to nie ma żadnej misji. To nie jest tak, że Piotr i Jan poszli na misję po tym, jak spotkali Marię Magdalenę, która im coś opowiedziała, tylko poszli na misję, gdy spotkali żyjącego Jezusa. To doświadczenie zmartwychwstałego Pana, który żyje dzisiaj, a nie który tylko wyszedł z grobu 2000 lat temu, jest kluczowe dla funkcjonowania Kościoła. Jeżeli tego nie ma, to opowiadamy historie, kłócimy się o różne rzeczy, ale nie głosimy Ewangelii. I na szczęście jest w Kościele w Polsce wielu ludzi, którzy mocą takiego doświadczenia spotkania z żyjącym Jezusem podejmują rozmaitą aktywność misyjną, także w naszym kraju.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.