Izrael powinien zachować powściągliwość i nie spieszyć się z operacjami wojskowymi w Strefie Gazy - oświadczył w środę szef egipskiej dyplomacji Nabil Abdalla el-Arabi. Ostrzegł również Palestyńczyków przed dawaniem Izraelowi pretekstu do stosowania przemocy.
El-Arabi dodał, że Egipt odrzuca i potępia przemoc przeciwko cywilom.
W środę na izraelskie miasto Beer Szewa, położone w głębi kraju, spadła palestyńska rakieta, raniąc jedną osobę. Z powodu incydentu wicepremier Izraela Silwan Szalom zagroził nową ofensywą przeciwko rządzącej w Strefie Gazy radykalnej palestyńskiej organizacji Hamas.
Dzień wcześniej w wymianie ognia na granicy pomiędzy Gazą a Izraelem zginęło czterech palestyńskich cywili i pięciu bojowników Hamasu.
Islamski Dżihad, organizacja powiązana z Hamasem, przyznał, że w środę rano wystrzelił rakietę, która spadła na przedmieściach portowego Aszdod, około 40 km na północ od Gazy. W ataku nikt nie został ranny.
Wicepremier Szalom powiedział, że sytuacja przypomina tę sprzed izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy na przełomie 2008 i 2009 roku. Zginęło wówczas 1,4 tys. Palestyńczyków, w większości cywili. Jak podkreśla Reuters, po ofensywie Hamas wstrzymał ostrzał.
W środę doszło również do wybuchu bomby w pobliżu przystanku autobusowego w żydowskiej części Jerozolimy; jedna osoba zginęła, a rannych zostało 39. Eksplozja miała miejsce w pobliżu głównego dworca autobusowego i miejskiej hali kongresowej w śródmieściu Jerozolimy. Policja izraelska określiła to jako "atak terrorystyczny" - co jest terminem używanym w odniesieniu do ataków palestyńskich. Był to pierwszy zamach bombowy w Jerozolimie od siedmiu lat.
W następstwie zamachu premier Izraela Benjamin Netanjahu odłożył swój wyjazd do Moskwy. Miał tam odbyć rozmowy z przywódcami rosyjskimi i powrócić do kraju w czwartek.