O małych gestach wielkiego papieża z abp. Mieczysławem Mokrzyckim rozmawia Marcin Jakimowicz
Ile części mógł omawiać dziennie?
– Myślę, że trzy części, przynajmniej. Różaniec był wszędzie, na postojach, wycieczkach, między audiencjami.
Oglądacie z Janem Pawłem II wieczorne wiadomości. Spikerka opowiada o trzęsieniach ziemi, kataklizmach, zamachach. Jak reagował?
– Często słysząc o takich zawirowaniach, szeptał: „O Boże!”, i czynił znak krzyża.
Komentował coś na bieżąco?
– Nie, nigdy.
Czy gdy siedział sam w pokoju, słuchał jakiejś muzyki? Radia? Wiadomości?
– Nie. Zawsze siedział w kompletnym milczeniu. W wielkiej ciszy. Potrafił wyłączyć się, zanurzyć w modlitwę. To było widać przed pielgrzymkami, audiencjami. Nie przeszkadzała mu krzątanina, wynoszenie walizek. „Zapadał się” w medytację i wydawało się, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić.
Nie baliście się jej przerywać? Wchodzić „z butami” w tę ciszę?
– Trochę się baliśmy (śmiech). Ksiądz Stanisław wiedział o tych stanach modlitewnych Jana Pawła i dlatego, gdy musiał zakomunikować coś ważnego, podchodził i delikatnie pytał: „Czy mogę o coś zapytać?”. Zdarzało się, że usłyszał: „Proszę mi nie przerywać!”.
Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny