Pakt na rzecz prawdy o Janie Pawle II

Bez powołania niezależnej komisji i dostępu do kościelnych archiwów będziemy skazani na niekończący się spór o wiedzę i działania Karola Wojtyły w sprawie przestępców w sutannach, w oparciu o szczątkowe dane i dokumenty.

Pakt na rzecz prawdy o Janie Pawle II   Kard. Karol Wojtyła w Piekarach Śląskich, 1977 r. FOTOREPRODUKCJA HENRYK PRZONDZIONO/ZE ZBIOROW ARCHIWUM ARCHIDIECEZJI KATOWICKIEJ

W sporze o wiedzę i działania Karola Wojtyły/Jana Pawła II w sprawie przestępstw seksualnych dokonywanych przez duchowych wszyscy powinni zrobić krok do tyłu. Zadający trafne pytania dziennikarze – by nie opierali się wyłącznie na esbeckich dokumentach, o plotkach nie wspominając. Walczący „o dobre imię papieża” – by nie odrzucali konkretnych pytań, które stawiać każdy ma prawo, a dziennikarz i historyk przede wszystkim. 

Nie, ten postulowany krok do tyłu nie jest po to, by zrezygnować – jedni – z docierania do nowych faktów, i nie po to, by rezygnować – drudzy – z kultu św. Jana Pawła. Chodzi o zrobienie kroku do tyłu po to, by nie kręcić się w miejscu, jedni drugich oskarżając o – odpowiednio – atak na Kościół lub tuszowanie trudnych spraw z historii najnowszej, ale by wspólnie zrobić duży krok do przodu po to, by dotrzeć do w miarę możliwości pełnej prawdy o wiedzy i działaniach kard. Karola Wojtyły/Jana Pawła II w sprawie nadużyć.
Dla tych, którzy wydali już pospieszne wyroki, będzie to być może oznaczało uznanie, że nie wszystko było tak oczywiste, jak się wydawało; dla tych, którzy odrzucali stawianie jakichkolwiek pytań, uznając je za atak na Kościół i Jana Pawła II – będzie to być może oznaczało uznanie, że „nawet” święty mógł popełniać błędy (sic!), mógł również dopuścić się poważnych zaniedbań. Od dawna odrzucam tezę, że wszystko w tym temacie zostało już wyjaśnione, a kto pyta, ten wróg i heretyk. Jeszcze trzy lata temu sam stawiałem pytania o wiedzę Jana Pawła II w sprawie nadużyć ks. Sławomirowi Oderowi, bo i wtedy, i dzisiaj wielu rzeczy zrozumieć nie potrafię. Odrzucam też jednak równie dogmatyczne orzekanie o winie tam, gdzie nadal jest więcej pytań, nawet po dotarciu do nowych dokumentów. I tak, jak zdrowemu kultowi świętych szkodzi najbardziej przerabianie go na kult nieskazitelnych półbogów (a to, niestety, zrobiliśmy w Polsce z Janem Pawłem II), tak rzetelnym śledztwom dziennikarskim i badaniom historycznym szkodzi wysnuwanie daleko idących wniosków tam, gdzie potrzeba co najmniej potrójnej weryfikacji źródeł.

Czytaj też: Dwa wywiady

Obie strony sporu o Jana Pawła są tutaj winne, choć każda w innym stopniu; każda wina ma też inny ciężar. Strona, nazwijmy ją, drążąca temat – winna jest nie tego, że drąży i stawia pytania, ale że wszelkie wątpliwości i luki (a tych jest sporo) interpretuje raczej na niekorzyść Karola Wojtyły. Strona, nazwijmy ją, broniąca papieża bez względu na wszystko – winna jest tego, że nie dopuszcza nawet stawiania pytań, że woli podtrzymywać kult papieża nie tyle jako świętego, który dojrzewał do wielu spraw, po drodze popełniając błędy, ale jako nieomylnego herosa, który mylić się nie mógł.

Ma rację abp Grzegorz Ryś (zobacz tutaj), gdy mówi o swoim dystansie do materiałów dostępnych w IPN na temat historii najnowszej Kościoła w Polsce. Przywołuje znamienną historię z czasów, gdy komuniści chcieli odebrać Kościołowi krakowskiemu budynek seminarium. W dokumentach esbeckich widnieje relacja jednego z oficerów, który wychwala biskupa Wojtyłę za „wspaniałomyślność”, jaką wykazał się „oddając” władzom jedno piętro seminarium, by w nich mogły urządzić akademik dla jednej z uczelni państwowych. Jaki wniosek może wyciągnąć historyk czy dziennikarz z tej relacji? To jasne: Wojtyła poszedł na daleko idące ustępstwa i współpracę z esbecją. Tymczasem abp Ryś zna tę historię od innej strony: władze chciały odebrać Kościołowi cały budynek seminarium, więc biskup Wojtyła poszedł osobiście do komunistów i wyprosił, by władze zadowoliły się tylko jednym piętrem. Czy taką wiedzę dałoby oparcie się wyłącznie na źródłach esbeckich? Czy podobnych przypadków może być więcej również w sprawach związanych z pedofilią?

To odbijmy piłeczkę w drugą stronę. O ile można mieć wątpliwości do źródeł esbeckich, to strona „broniąca” musi jakoś ustosunkować się do innego źródła – Marcin Gutowski, autor cyklu „Bielmo”, dotarł w Wiedniu do listu, jaki kard. Wojtyła wysłał do swojego odpowiednika, kard. Franza Königa, w sprawie księdza, którego krakowski arcybiskup miał wysłać do Austrii po wybuchu skandalu z przestępstwami seksualnymi duchownego na nieletnich. W liście nie ma mowy o prawdziwej przyczynie zsyłki, jest za to mowa, że ksiądz będzie zbierał materiały do swoich badań naukowych. Oczywiście, również i u mnie zrodziło się pytanie, czy jest gdzieś jakiś inny list, bardziej poufny, w którym Wojtyła jednak wyjawia arcybiskupowi Wiednia prawdziwe okoliczności (a powinien to zrobić), ale na razie nikt do takiego listu nie dotarł. Mogło być też tak, że całą prawdę Wojtyła wyjawił Königowi w jakiejś prywatnej rozmowie, ale tego też nikt nie jest w stanie udowodnić. Jeśli więc dziennikarz dotarł do konkretnego dokumentu, wcale nie esbeckiego, tylko odręcznie podpisanego przez kard. Wojtyłę, to jest to jedno ze źródeł, którego nie można po prostu zignorować. Odpowiedzią na te i inne wątki (w tym przenoszenie księży pedofilów z parafii na parafie i – przede wszystkim! – brak kontaktu z ofiarami nadużyć) nie może być publikowanie kolejnych apeli w obronie Jana Pawła czy robienie przez media katolickie kolejnych dodatków specjalnych, w których powtarzane są znane już ogólnikowe argumenty, a brakuje odniesienia się do konkretnych pytań i wątpliwości. Odpowiedzią powinno być własne śledztwo, dogłębne zbadanie tych wątków, co albo potwierdzi, albo zaprzeczy, albo rzuci zupełnie nowe światło na okoliczności tych wszystkich historii.

I dlatego właśnie tak ważna jest dziś decyzja biskupów w Polsce o otwarciu kościelnych archiwów. Nie chodzi oczywiście o dostęp dla każdego, bez żadnych ograniczeń (archiwa zawierają dane wrażliwe osób trzecich, które nie życzą sobie, mają do tego prawo, by ich zeznania stały się sprawami publicznymi). Do tego konieczne jest powołanie niezależnej komisji – na wzór francuskiej, o której pisałem w tekście „Światło znad Sekwany”. W innym wypadku będziemy przez kolejne lata skazani na kolejne sensacje związane z wiedzą lub niewiedzą Karola Wojtyły w oparciu o esbeckie dokumenty oraz na wzajemne przerzucanie się oskarżeniami – „drążący temat” będą mieli pretensję do strony kościelnej, że nie chce otworzyć archiwów, „obrońcy papieża” będą zarzucali „drążącym” atak na Kościół. Damy radę zawrzeć taki „pakt o nieagresji”? Pakt na rzecz prawdy o Karolu Wojtyle/Janie Pawle II?

 
 
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina