Ignaś był zdumiony, kiedy usłyszał pierwsze dźwięki w swoim życiu. Szeroko otworzył oczy, ale nie płakał, jak czasem inne dzieci. Taki obraz został w pamięci jego rodziców.
Aneta obraziła się na Pana Boga. Na krótko, ale jednak. Jako była oazowiczka sama była zaskoczona, że potrafi kłócić się, obrażać i zadawać trudne pytania. Dla niej te emocje były nowością. Inaczej Dawid. Miał już z wczesnej młodości przepracowane relacje z Bogiem, dlatego do całej sprawy podszedł zadaniowo: "Jest problem, trzeba go rozwiązać. I tak do kolejnych etapów podchodziłem". Problem dotyczył Ignacego. Chłopczyk od urodzenia nie słyszał. Dużo czasu minęło, zanim rodzice dowiedzieli się, dlaczego w życiu ich dziecka powstała taka sytuacja. Mutacja genu, którą nosi w sobie, może powodować takie następstwa. - Bardzo dużo płakaliśmy, przeszliśmy swoistą żałobę po tym słuchu. Może też dlatego, że muzyka i śpiew były dla nas ważne i wydawało nam się niemożliwe, by do czegoś takiego doszło - wspomina Aneta. Pamięta, że nie przestawała się modlić, również modlitwą wstawienniczą. Zdarzały się sytuacje, gdy dostawała słowo, że Pan Bóg jest przy niej. Wiedziała, że to są słowa, skierowane do jej rodziny. To leczyło jej zranienia. Ważne było też wsparcie przyjaciół, wspólnoty, nie tylko modlitewne. Każda forma niesienia pomocy była dla nich ważna.
Ich pierwsze dziecko, Franciszek urodził się zdrowy. Miał sporo szczęścia, bo dzieci Anety i Dawida Legierskich miały statystycznie około 75 procent szans na to, że urodzą się słyszące. Franek nie miał żadnych problemów, żadnych objawów, które kazałyby rodzicom zastanawiać się nad podjęciem decyzji o kolejnym dziecku. O tym, że Ignaś jest głuchy, dowiedzieli się po narodzeniu syna, podczas badań przesiewowych. - Do dziś pamiętam badania synka, kiedy miał trzy miesiące, bo nie były one dla mnie miłe. Lekarka po przeprowadzonym badaniu zapytała: "Jak to jest możliwe, że Państwa dziecko nie słyszy?". Tak, jak gdybym ja umiała na to pytanie odpowiedzieć. Poczułam się trochę tak, jakbym dostała w twarz, bo sama chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Tymczasem zostałam z diagnozą i skierowaniem do innego ośrodka" - Aneta do dziś nie może zrozumieć słów lekarki. I to był ten etap, kiedy rodzice musieli wziąć sprawy w swoje ręce, zacząć szukać kolejnych specjalistów, sposobów rozwiązania sytuacji, przygotować się do operacji wszczepienia implantu ślimakowego. To była jedyna nadzieja dla Ignasia, żeby zaczął słyszeć.
Niedługo po Ignasiu, jeszcze przed tym, zanim dowiedzieli się, że to geny odpowiadają za to, że ich dziecko nie słyszy, pojawiła się na świecie Zuzia. Wiedzieli, że może się tak zdarzyć, że dziecko też będzie obarczone wadą słuchu. Zaryzykowali. Zuzia ma problemy, jednak dzięki wcześniej już przebytej drodze medycznej mogli od razu trafić na właściwych specjalistów, lekarzy, rehabilitantów, którzy zajęli się ich dzieckiem. Problem Zuzanny nie jest tak duży, jak Ignasia. Wystarczają same aparaty słuchowe. Dziewczynka świetnie się rozwija, radzi sobie z nabywaniem kolejnym umiejętności i kompetencji życiowych. - Ja ciągle myślę o kolejnym dziecku - uśmiecha się Dawid. - Gdybyśmy byli zapytani o plany dwa, trzy lata temu, to chyba zatrzymalibyśmy się na Ignasiu. Próbowalibyśmy do tego dojrzeć, żeby zdobyć w sobie nie odwagę, ale tę siłę, by poradzić sobie z wychowaniem i ukształtowaniem kolejnego dziecka - dodaje. Dziś nie mają wątpliwości. Widzą, jak Ignacy się rozwija, jak można go wspierać np. implantami. - Dziękuję dziś Bogu. Jestem świadomy, że wiele osób pośród nas boryka się z problemami dużo większymi niż nasze. Dziękuję Bogu, że mamy Ignasia.
Ignaś świetnie się rozwija, ma pewne ograniczenia, bo gorzej słyszy w hałasie, gorzej słyszy polecenia z większej odległości, ale znając jego problemy, rodzice wiedzą, jak pomóc. Świetnie sobie radzi w przedszkolu. Terapeutka zapewnia rodziców, że jego mowa nad wyraz dobrze się rozwija. Jakie mogą pojawić się problemy? Jeśli zepsuje się ta część implantu, która jest wewnątrz ucha, wówczas będzie potrzebna powtórna operacja.
- Przeżyłam już mikro zawał - mówi Aneta. - Część urządzenia, która pozostaje na zewnątrz uszka, jest w zasięgu rączek dziecka. Małe dziecko nie rozumie, że na to trzeba uważać. Zdarzyło się, że rączką je zerwał, spadło na podłogę. To są sytuacje, które przyprawiają o palpitacje serca.
Procesor, który jest zaczepiony za małżowiną uszną, na noc jest ściągany. - Po "Ojcze Nasz" i "kocham Cię synu", na dobranoc ściągamy go, żeby go wysuszyć, przeprowadzić konserwację po dniu użytkowania, naładować baterie - wyjaśnia Dawid. Dopowiada, że w tym czasie dziecko nic nie słyszy. Opowiada też o zabawnych sytuacjach, które się zdarzają np. wtedy, kiedy Franek kłóci się o coś z Ignacym. - Zdarza się, że Ignacy, kiedy brakuje mu argumentów, zrzuca procesor i tym samym daje Frankowi do zrozumienia, że sobie może gadać, bo on i tak go nie słucha.
Dziś Aneta już się nie gniewa. Wie, że niczego w życiu im nie brakuje, wszystkiego mają nadmiar. - Mimo wszystkich naszych trudności, wiemy, że Pan Bóg z nami jest i nam Błogosławi - wyznaje. A Dawid? Wie, że ma przy sobie najwspanialszą kobietę, jaką mógł od Pana Boga dostać.
Opowieść o pięknej miłości Anety i Dawida oraz narodzeniu ich kolejnych dzieci w audycji "Moja historia" w radiu eM. A do posłuchania tutaj:
Katarzyna Widera-Podsiadło/ Radio eM