Grzeszących upominać to uczynek miłosierdzia, pod warunkiem, że miłosierdziem jest motywowany.
Był maj 1938 roku. Siostrze Faustynie pozostało jeszcze kilka miesięcy życia. Pewnego dnia odwiedziła ją „pewna świecka osoba”, przez którą miała wielkie przykrości. „Nadużyła mojej dobroci, kłamiąc wiele rzeczy” – zapisała w „Dzienniczku”. „W pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłam, ścięła mi się krew w żyłach, gdyż stanęło mi wszystko przed oczyma, co przez nią wycierpieć musiałam, choć jednym słowem od nich uwolnić bym się mogła. I przyszła mi myśl, aby jej dać poznać prawdę stanowczo i natychmiast. Ale w jednej chwili stanęło mi miłosierdzie Boże przed oczyma i postanowiłam tak z nią postępować, jakby postąpił Jezus, będąc na moim miejscu” – wspomina święta. Zaczęła więc z nią rozmawiać łagodnie. W pewnej chwili tamta kobieta poprosiła o rozmowę w cztery oczy. „Wtenczas dałam jej jasno poznać jej smutny stan duszy, w sposób bardzo delikatny. Widziałam jej głębokie wzruszenie, choć kryła przede mną” – czytamy. Po odejściu gościa Faustyna usłyszała słowa Jezusa: „Cieszę się, żeś postąpiła jako prawdziwa córka moja. Bądź zawsze miłosierna, jako ja miłosierny jestem. Kochaj wszystkich z miłości ku mnie, choćby największych wrogów, aby się mogło w całej pełni odbić w sercu twoim miłosierdzie moje”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak