O tym, czyja jest równość, dlaczego się jej boimy i czy lesbijka może uczyć w szkole katolickiej, z min. Elżbietą Radziszewską rozmawia Agata Puścikowska.
Elżbieta Radziszewska - Posłanka na Sejm. Z wykształcenia kardiolog. Od 2001 r. w Platformie Obywatelskiej. W 2008 r. została pełnomocnikiem rządu ds. równego traktowania. 31 sierpnia 2010 r. Rada Ministrów przyjęła przygotowany przez minister Radziszewską projekt ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania.
Agata Puścikowska: Mam się do Pani zwracać „pani minister”, czy „pani ministro”?
Elżbieta Radziszewska:
– Zdecydowanie „pani minister”. A jeśli już ktoś musi używać (nieco na siłę) rodzaju żeńskiego, to niech robi to językowo poprawnie i mówi „pani ministerko”. Nie na zmianie formy powinna polegać dbałość o rolę kobiet w polityce, życiu społecznym. Takie podkreślanie na siłę, że oto jestem kobietą – „ministerką”, „prezydentką”, czy może „inżynierką”, jest powierzchowne i dość śmieszne.
No i od razu wiadomo, dlaczego środowiska lewicowe, czy tzw. kobiece, za Panią nie przepadają... Czuje się Pani osaczona?
– Nie. Jestem politykiem (nie polityczką!) od kilkunastu lat. Jestem posłanką (!). Starcia i krytyka wpisują się w moją pracę i rzeczywistość. I w myśl politycznej zasady: „Pokaż mi swojego wroga, a powiem ci, kim jesteś”, bardzo lubię swoich przeciwników. Chcę, żeby co miesiąc mnie odwoływali, toczyli dysputy, bo przynajmniej będę miała możliwość mówienia głośno o ważnych sprawach, problemach ludzi dyskryminowanych. Zajmuję się ogromnie trudną materią – walką z nierównym traktowaniem. I okazuje się, że tak naprawdę niewiele osób rozumie, co to znaczy. Szczególnie średnie pokolenie ma wtłoczone socjalistyczne rozumienie równości: wszystko wszystkim się należy, mamy równe głowy i żołądki.
A młodsze zaczyna pojmować równość tak, jak chce skrajna lewica czy środowiska gejowskie.
– Bo udało się części społeczeństwa wmówić, że to, co twierdzą na temat równości środowiska laickie, jest jedyną prawdą. Inne widzenie problemu od razu jest ośmieszane, pokazywane jako „niepostępowe”, „kołtuńskie”. Wszyscy, którzy sprzeciwiają się postulatom środowisk feministycznych czy homoseksualnych (które często są fałszywe), otrzymują etykietkę „nienowoczesnych” czy „oszołomów”. Tym samym słowa „dyskryminacja” i „idea równości” zostały niejako zawłaszczone przez te środowiska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Elżbietą Radziszewską