O pracy sezonowej, "Modzie na sukces" i obciachu z powodu niepłacenia abonamentu z Romualdem Orłem rozmawia Jacek Dziedzina
Jacek Dziedzina: Boję się trochę tego wywiadu.
Romuald Orzeł: – Dlaczego?
Nie jestem pewien, czy nadal będzie Pan prezesem, kiedy się ukaże.
– To zależy od tego, kiedy się ukaże.
Za cztery dni. Możemy puścić do druku z podpisem „Romuald Orzeł – prezes TVP”?
– Myślę, że tak. Problemem telewizji nie jest dzisiaj to, czy prezesem będzie Orzeł, czy ktoś inny. W tej chwili mamy sytuację skomplikowaną nie z uwagi na osobę prezesa, jednego czy drugiego, tylko ze względu na niezdefiniowaną rolę mediów i nieokreślone źródło ich finansowania.
Częste zmiany szefów temu definiowaniu też nie sprzyjają. Dokładnie pół roku temu rozmawiałem z p.o. prezesa Piotrem Farfałem. Niedługo po tym został odwołany. W sierpniu rozmawiałem z nową dyrektor Jedynki, Iwoną Schymallą. Wkrótce została odwołana. Czy kierowanie telewizją publiczną w Polsce skazane jest na sezonowość?
– Tragedią każdej firmy – a telewizji w szczególności – jest tymczasowość zarządzania. Zmiany w TVP zachodzą rzeczywiście zdecydowanie za szybko. Trudno zatem mówić o merytorycznej ocenie któregokolwiek z prezesów. Sezonowość zarządzania przedsiębiorstwem nie służy firmie.
A zależność od układu politycznego jej służy? Czy można w Polsce być prezesem TVP niezależnym od bieżącej polityki?
– Nie chcę oceniać tego, co było wcześniej.
Ale ja mówię o sposobie powołania Pana na to stanowisko: bez dogadania się polityków wybór nie byłby możliwy.
– Zgadza się. Debatujemy o mediach publicznych od wielu lat, natomiast za określenie ich roli i tak biorą się zawsze politycy. Czy można się odżegnać od polityki przy tak zdefiniowanych mediach? Nie. Wiadomo, że o losie rad nadzorczych, które potem powołują zarządy tych mediów, decyduje Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a konstrukcja jej wyboru jest jednak polityczna.
„Kojarzony z partią x” – to stało się kluczem identyfikacji prezesów TVP. Pan nie ukrywa, iż jest kojarzony pozytywnie w kręgach PiS.
– Przypisano mi różnego rodzaju etykiety. Jak u Gombrowicza – gdy się już ma taką przyprawioną gębę, to trudno się z niej tłumaczyć. Czy człowiek sobie zasłużył, czy nie zasłużył, zawsze ma jakąś gębę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Romualdem Orłem