Zero o polityce, dużo o Biblii i o wierze „ludzi znikąd”. Z prof. Pawłem Śpiewakiem rozmawia Jacek Dziedzina.
Jacek Dziedzina: Nie będziemy dziś analizować sondaży ani obgadywać Tuska czy Palikota, nie dołożymy też bliźniakom. Może być?
Paweł Śpiewak: – Bardzo dobrze, mam tego dosyć.
Czuje się Pan bardziej socjologiem czy filozofem?
– Czuję się bardziej związany z myśleniem. Pasjonuje mnie interpretowanie świata.
To dlaczego Paweł Śpiewak jest znany bardziej jako analityk bieżącej polityki, a mniej jako autor komentarzy biblijnych?
– To sprawa rynku, który potrzebuje komentatorów politycznych. A myślenie o Biblii należy już do takiej domeny, która nawet w instytucjach kościelnych, podejrzewam, nie znajduje się w centrum rozpoznawania, dyskutowania. Mam teraz wielką przyjemność, że mogę pisać do „Tygodnika Powszechnego” rozważania nad Torą. To jest pochylanie się nad słowem, poczucie odkrywania wielkości. To jest rodzaj klasztoru, który sobie sam narzuciłem. Zmusza mnie to do prawdziwej dyscypliny pracy.
We wstępie do swojej książki o midraszach pisze Pan: „Godzinami rozmawiałem z moją matką (poetką Anną Kamieńską – J.Dz.) o Biblii. Ta rozmowa trwa we mnie”. Czy to jest wyznanie wiary?
– Moja mama uważała, że rozmowa o Biblii jest oczywistością i koniecznością. To było jednak bardziej wczytywanie się, niż klękanie. Biblia jest czymś, co muszę zrozumieć. Nie mogę przyjąć jej na zasadzie, że wierzę, tylko przeciwnie – wierzę dlatego, że to wymaga ode mnie wysiłku interpretacji. Spotkanie z Biblią było wezwaniem do myślenia.
Do szukania prawdy też?
– Jedyną rozsądną definicją prawdy, którą można przyjąć, jest doświadczenie Objawienia. To jest stwierdzenie Maxa Schellera. Tylko z Objawienia możemy wiedzieć, co jest prawdą. Resztę możemy tylko domniemywać, mieć poczucie, że jesteśmy jej bliżsi lub dalsi. W Biblii mamy jasne kryterium prawdy. Biblia nie jest jedną z książek, tylko to jest księga prawdy. I jeżeli prawda ma być ważna dla nas, to ona wymaga nieustannego czytania.
Słowo „midrasz” oznacza poszukiwanie. Uważa Pan siebie za osobę poszukującą?
– Każdy jest człowiekiem poszukującym. Kiedyś przeczytałem na okładce tytuł książki: „Biblia bez tajemnic”. Pomyślałem sobie, że ja chyba nie chcę znać tej książki. Mnie taka Biblia nie interesuje, bo po prostu Biblia bez tajemnic nie istnieje. Poszukiwanie jest wpisane w naturę Biblii. Nie ma na przykład jednej interpretacji historii wieży Babel. Tych interpretacji żywych ludzi, którzy odnajdywali w biblijnych historiach swoje historie, są dziesiątki. Jeżeli więc słowo „midrasz” odpowiada nie tylko gatunkowi literackiemu w tradycji żydowskiej, ale również sytuacji, gdy ktoś szuka, zastanawia się, to chyba to nieodłączna część lektury Biblii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina