O dziennikarstwie na klęczkach, uzdrowieniach w Manoppello i o powrocie oblicza Boga z Paulem Badde rozmawia Jacek Dziedzina
Jacek Dziedzina: Jest sobota, 7 rano, jesteśmy zmęczeni po podróży, a Ty wyciągasz nas na Mszę do jakiegoś rzymskiego klasztoru... Pewnie jeszcze na Różańcu zostaniemy. Czy to normalne u niemieckich dziennikarzy?
Paul Badde: – Nie, to nie jest normalne. Nawet dla katolickiego dziennikarza. W Radiu Watykańskim jedna z osób powiedziała mi, że jestem za bardzo katolicki.
Bo codziennie chodzisz do kościoła?
– Na Mszy nie jestem każdego dnia. Za to częściej odmawiam Różaniec. Ale nie zawsze tak było. Do 50. roku życia robiłem wszystko, tylko nie modliłem się na różańcu. Teraz go odkryłem i on odmienił moje życie, moją pracę.
Zaczynałeś w piśmie satyrycznym, potem byłeś wziętym publicystą w Niemczech i korespondentem zagranicznym. Nagle zacząłeś pisać o kawałku jedwabiu, ogłaszając całemu światu, że przedstawia odbicie twarzy Jezusa zmartwychwstałego. Nie bałeś się, że ryzykujesz karierę?
– Obowiązkiem dziennikarza jest pisanie o prawdzie i rzeczywistości. A nie ma niczego bardziej realnego niż Jezus i to, co się wydarzyło 2000 lat temu: Bóg stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał.
I co na to koledzy po fachu?
– Jestem wystarczająco stary, żeby nie przejmować się tym, co myślą inni. I uważam, że to Różaniec jest narzędziem, które zbliża nas do rzeczywistości. Ja potrzebuję Różańca bardziej nawet niż mojego komputera. Byłem już chyba wszędzie jako dziennikarz, odniosłem sukces w tym zawodzie, ale to Różaniec zmienił moje życie. Każdy dziennikarz, kiedy zaczyna pisać, chce być zapamiętanym, chce mieć wielkie nazwisko, zostać powieściopisarzem, Dostojewskim! Ale nawet gdybym napisał najlepszą powieść, kiedyś wszyscy by o mnie zapomnieli. A historia całunu z Manoppello pozostanie. Nie twierdzę, że to ja dokonałem tego od-krycia. Ale udało mi się dotrzeć do ludzi, którzy ten całun odkryli, zbadali, uwierzyli. O tym będzie się już mówić zawsze. I o mnie ludzie będą do końca pamiętać w swoich modlitwach. Nie trzeba się przejmować tym, co koledzy mówią, nawet katoliccy koledzy. Oni też czasem pokazują palcem z ironicznym uśmiechem: to ten od relikwii.
W swojej książce piszesz, że ludzie nie chcą poznawać relikwii, bo boją się cudów. A o cudach nie chcą słyszeć, bo widząc je, musieliby uwierzyć. Często jednak jest na odwrót – ludzie gonią za cudami, jakby bez nich wiara nie była możliwa.
– To prawda, ale przyznajmy też, że nawet wielu chrześcijan, widząc ewidentne cuda Bożej łaski, potrafi podawać je w wątpliwość. Tłumaczą je zmianą fizyczną, procesem chemicznym. Nawet księża wątpią. Cuda są przeszkodą, bo wymagają, by upaść na kolana. A ludzie nie chcą padać na kolana przed nikim.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina