O uwarunkowaniach ratyfikacji traktatu lizbońskiego z marszałkiem Sejmu RP Bronisławem Komorowskim rozmawia Andrzej Grajewski.
Andrzej Grajewski: Czy w najbliższym czasie będzie głosowany rządowy projekt ustawy ratyfikującej traktat lizboński?
Bronisław Komorowski: – Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji o terminie tego głosowania, ale sądzę, że będzie to w czasie pierwszego kwietniowego posiedzenia Sejmu.
Potrzebne są dodatkowe konsultacje?
– Czasu na konsultacje było dość. Warto zaznaczyć, że o szybkim rozstrzygnięciu mówi zarówno premier Tusk, jak i przewodniczący Jarosław Kaczyński. Przychylam się do tego stanowiska. Przypomnę, że decyzja w tej sprawie była już odraczana. Zapowiadany wcześniej na 26 marca termin przesunąłem, aby dać klubom czas na refleksję i zapoznanie się z ekspertyzami oraz rozmowy nad sposobem zakończenia tego niepotrzebnego, moim zdaniem, sporu. Ważny będzie także wynik rozmów premiera Tuska z prezydentem Kaczyńskim. A więc rozstrzygnięcia w tej sprawie nastąpią w pierwszej połowie kwietnia. Dodatkowym zabezpieczeniem kwestii, o których mówią politycy PiS, byłaby przedłożona przeze mnie uchwała, która w 95 proc. oparta jest na PiS-owskich poprawkach, zgłoszonych do rządowej ustawy. Mam nadzieję, że jej przyjęcie będzie kompromisem korzystnym dla wszystkich.
Ale PiS nie bez racji twierdzi, że uchwała sejmowa w tej sprawie nie ma większego znaczenia, gdyż tylko ustawa jest aktem normatywnym w porządku prawnym RP.
– Jednocześnie jednak politycy PiS dobrze wiedzą, że w ustawie ratyfikacyjnej nie można zapisać tych treści, gdyż stanie się ona niekonstytucyjna. Na tym właśnie polega problem z projektem ustawy przygotowanym przez prezydenta Kaczyńskiego. Ustawa ratyfikacyjna ma swoją określoną specyfikę. Zawiera tylko i wyłącznie treści czysto techniczne, czyli zgodę na złożenie podpisu przez Prezydenta RP, i wyznacza termin wejścia w życie ustawy. Nikt nigdy niczego więcej nie zapisywał w ustawie ratyfikacyjnej.
A propozycja z preambułą?
– Z punktu widzenia konstytucyjnego preambuła byłaby dopuszczalna, tyle że nie miałaby w praktyce i tak żadnego znaczenia. Wynika to znów ze specyfiki ustawy ratyfikacyjnej. Ona umiera, przestaje istnieć, w momencie jej wykonania – czyli złożenia podpisu przez prezydenta. To jest ustawa jednorazowego użycia. Wyraża jedynie zgodę na podpis pod dokumentem, który ma być ratyfikowany. Zgłaszając projekt uchwały, która byłaby podjęta przez Sejm razem z ustawą ratyfikacyjną, kierowałem się intencją stworzenia politykom PiS możliwości uspokojenia obaw, istniejących w ich środowisku. Efekt będzie ten sam, tyle że osiągnięty drogą konstytucyjną.
Ale to nie PiS zaczął stwarzać problemy, lecz rządowa większość i SLD, która 20 grudnia 2007 r. przegłosowała uchwałę zapowiadającą możliwość odejścia przez rząd od protokołu brytyjskiego i być może także innych zabezpieczeń, wynegocjowanych w Brukseli przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– Skoro niepokój wzbudziła tamta uchwała, to dlaczego PiS nie chce teraz uznać za wystarczające gwarancji zawartych również w uchwale proponowanej przeze mnie dzisiaj? Rozwiewa ona wszystkie wątpliwości w sprawie interpretacji traktatu. Uchwała za uchwałę, to wydaje się logiczne.
Pytanie jest poważniejsze, nie ma tylko wymiaru taktycznego. Czy chcemy ratyfikować traktat lizboński z pewnymi ograniczeniami, jak mechanizm z Joaniny lub protokół brytyjski, czy chcemy jednak zostawić rządzącym jakąś furtkę do ewentualnych zmian w przyszłości?
– To kolejne nieporozumienie. Nie dokonujemy przecież jakiejś ratyfikacji wybiórczej. Ratyfikacji ma podlegać traktat z Lizbony, Karta Praw Podstawowych i protokół brytyjski, a więc dokument w kształcie wynegocjowanym przez prezydenta Kaczyńskiego i rząd premiera Kaczyńskiego, którego integralną częścią są wszystkie mechanizmy, o których Pan wspomniał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski