Z Enrico Marinellim, "aniołem stróżem" Jana Pawła II, o Papieżu śpiącym na ziemi i szusującym na nartach rozmawia Marcin Jakimowicz.
Enrico Marinelli włoski policjant, od 1985 roku odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa Papieżowi.
Marcin Jakimowicz: Po trzydziestu latach pracy we włoskiej policji trafił Pan w niezwykłe miejsce…
Enrico Marinelli: – Tak. Przez trzydzieści lat wykonywałem policyjną robotę różnego kalibru: od walki z przestępczością zorganizowaną i terroryzmem, po śledztwa w sprawie morderstwa Aldo Moro. W 1985 roku, ze względu na moje doświadczenie, przydzielono mi nowe, niesamowicie trudne, ale i zaszczytne obowiązki: miałem dbać o ochronę Papieża. Pojawił się bowiem wówczas uzasadniony strach, że może dojść do kolejnego zamachu na jego życie. Od razu zrozumiałem delikatność i odpowiedzialność nowej pracy.
Znani politycy i VIP-y zachowują zdrowy dystans do ludzi. Jan Paweł II łamał tę zasadę; wchodził w tłum. To nie ułatwiało wam pracy? Czy spodziewał się Pan, że będzie miał z Papieżem tyle kłopotów?
– Szybko dotarło do mnie, że najważniejszym celem Papieża jest kontakt z ludźmi. Przeszkodzenie mu w tym było czymś nie do pomyślenia. To go odróżniało od poprzedników, dlatego ze względu na osobowość Jana Pawła II musiałem zmienić sposoby zapewnienia mu ochrony.
Towarzyszył Pan Papieżowi w jego tajemniczych górskich wypadach. Ile razy?
– Nie jestem matematykiem, ale to było bardzo wiele wypraw. Najczęściej nie były to jednak długie wycieczki, ale zaledwie kilkugodzinne wyjazdy. Ten Papież naprawdę niewiele wypoczywał.
Do tej pory żaden papież nie „uciekał” z Watykanu na wypady w góry?
– Nie, Jan Paweł II był w tym rewolucyjny (śmiech). Dotąd papieże rzadko opuszczali Watykan. Paweł VI kochał góry, ale jeździł w nie, zanim został wybrany na papieża. Jan Paweł II zbliżył się do ludzi, pokazał, że nie ukrywa swoich trosk, ale żyje w świecie. Przecież on za mojej kadencji w samej tylko diecezji rzymskiej odwiedził 185 parafii! Jeździł po całym świecie i nigdy nie zrezygnował z kontaktu z naturą. W wysokich górach był nadal księdzem, który zagłębiał się w modlitwę z różańcem w ręku.
Nad górskimi przepaściami też?
– Tak! On w czasie górskich spacerów nie rozstawał się z różańcem. Medytował, modlił się non stop. Dla mnie, zwykłego policjanta, to był wyraźny znak, że w tych górach można naprawdę zbliżyć się do Boga.
Powiedział Pan „górskie spacery”, ale były to raczej ostre wspinaczki…
– Oj, tak. Papież był atletą. Po kolejnej wyprawie nazwałem go Bożym alpinistą. Wybierał trasy w bardzo wysokich górach w Dolomitach, Alpach na wysokości 2700 metrów…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Enrico Marinellim