O łzie w oku biskupa, Bogu poznawanym w chwili klęski, konieczności otwierania drzwi w Kościele i mówienia po ludzku z ambony z bp. Edwardem Dajczakiem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz
Bp Edward Dajczak - ma 58 lat, 32 lata kapłaństwa. Od 1990 roku był biskupem pomocniczym w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Od 1999 r. organizuje z młodzieżą spotkania ewangelizacyjne Przystanek Jezus, odbywające się w trakcie festiwalu rockowego Przystanek Woodstock. Papież Benedykt XVI mianował go biskupem diecezjalnym koszalińsko-kołobrzeskim. Ingres do katedry koszalińskiej odbędzie się 11 sierpnia.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Chyba niełatwo jest odchodzić z rodzinnej diecezji?
Bp Edward Dajczak: – Odchodzi mi się ciężko. W diecezji, którą zostawiam, wszystko wywołuje moje wspomnienia. W tych dniach spotykam wielu życzliwych ludzi, którym łza się w oku kręci. Mnie wtedy jeszcze bardziej. To nie jest tak, że się po prostu spakuję i przeniosę.
Niektórzy uważają, że ideałem jest duszpasterz, który przeprowadza się na nowe miejsce bez sentymentów.
– Myślę, że to nie tak. Jestem człowiekiem i Kościół to są przecież ludzie. Mówi się, że kapłan nie powinien przywiązywać ludzi do siebie. To jest oczywiste, ale ksiądz idzie razem z ludźmi do Pana Boga, więc zżywają się ze sobą na tej drodze. Musiałbym nie mieć serca, gdybym po 32 latach posługi umiał pożegnać tych wszystkich ludzi bez łzy w oku. Bałbym się siebie, gdyby tak było.
Ksiądz Biskup powiedział kiedyś, że kapłan musi mieć odwagę stanąć przed ludźmi ze swoją wiarą. Jak to rozumieć?
– Pamiętam jedno z moich pierwszych doświadczeń biskupich. Dyskutowałem z maturzystami, czy jest możliwa taka miłość, jaką proponuje Chrystus. Młodzi ludzie powiedzieli mi: „To jest cudowne, ale niemożliwe. Skąd wziąć na to siłę?”. Powiedziałem im wtedy: „To jest na 100 procent możliwe”. I wtedy jeden z chłopaków wypalił: „A skąd ksiądz biskup ma siłę?”. Pierwsza moja myśl brzmiała: nie cytuj im żadnych mądrych ludzi ani nawet Pisma Świętego, tylko im po prostu odpowiedz. I zaryzykowałem: „Mam trochę odcisków na kolanach od klęczenia na modlitwie. I to jest moje źródło siły”. Wystraszyłem się tego, co powiedziałem, bo na sali zrobiło się kompletnie cicho. Zaraz potem rozpoczęła się szczera, długa rozmowa. Maturzyści dopytywali się, jak się modlę itd., ale nikt już nie powiedział: „To jest niemożliwe”. To zdarzenie pokazuje pewną zasadę. Nie można obudzić w innym wiary, jeśli się nie stanie przed nim ze swoją wiarą, która, rzecz jasna, jest wiarą Kościoła. Nie możesz się dystansować od tego, co głosisz. Kapłan nie jest bezosobowym przekaźnikiem Ewangelii. Wiara musi przejść przez moje osobiste doświadczenie. I nie chodzi o to, by opowiadać tylko o sukcesach. Trzeba mieć odwagę powiedzieć też o przegranych.
Czy Ksiądz Biskup ma odwagę mówić o swoich klęskach?
– Tak. Powiedziałem kiedyś młodzieży, że szukam Boga. „Jak to? Biskup szuka Boga?!” – zawołali zdziwieni. „A wy myślicie, że biskup to trzyma Boga za nogi?”. I rozpoczęła się piękna rozmowa o wierze. Gdybym grał mocarza, który wszystko już rozszyfrował i tylko ich poucza, to myślę, że do takiej rozmowy by nie doszło. Ja osobiście odkryłem miłość Pana Boga i zachwyciłem się Nim w chwilach własnych przegranych. Poprzez przebaczenie. Przegrywałem wielokrotnie, ale spotykałem się wciąż z jedną i tą samą odpowiedzią Boga: „Ja ci przebaczam”. Moment, w którym to odkryłem przed laty, przeorientował moją postawę wobec Boga, moją modlitwę i spowiedź.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z bp. Edwardem Dajczakiem