Z Januszem Steinhoffem o tym, dlaczego trzeba było zamykać kopalnie i jakie pożytki przyniosła reforma górnictwa, rozmawia ks. Marek Łuczak
Ks. Marek Łuczak: – Oglądał Pan w telewizji nowelę „Serce z węgla”?
Janusz Steinhoff: – Nostalgicznych obrazów przedstawiających Śląsk było więcej. Niestety, są one często jednostronne. Oglądając sielskie obrazy z przeszłości, należy pamiętać o wieloletniej rabunkowej gospodarce, nieliczącej się z ekonomią i stanem środowiska.
Chyba nieprzyjemnie jest patrzeć na takie filmy, gdy jest się odpowiedzialnym za restrukturyzację górnictwa na Śląsku.
– Nie jest to komfortowe, tym bardziej że często brakuje w nich obiektywizmu. Po pierwsze, wiemy, jak wyglądałoby górnictwo, gdybyśmy nie mieli odwagi przeprowadzenia reform. Na pewno bezrobotnych byłoby więcej. Po drugie, bilans zmian, jakie wprowadziliśmy, jest przecież dodatni. Nie można wyselekcjonować jednej dzielnicy czy ulicy, pokazywać patologicznych rodzin, które zdarzają się we wszystkich zakątkach Polski, i wmawiać, że to są skutki restrukturyzacji przemysłu. Nie można przecież nie odróżniać przyczyn choroby od aplikowanego lekarstwa.
Dlaczego zdecydowaliście się na reformy?
– Katastrofalny stan finansów górnictwa wymagał natychmiastowych działań. W kampanii wyborczej nie obiecywaliśmy górnikom gruszek na wierzbie, jak czynili to populiści, ale uczciwie mówiliśmy o rzeczywistym stanie górnictwa. Nikt nie ukrywał, że mieliśmy wtedy do przebycia ciężką drogę. Polegała ona przecież na likwidacji trwale nierentownych kopalń oraz związanej z tym redukcji zatrudnienia. Jej celem było uzdrowienie finansów branży. W trakcie pracy nad tym programem prowadziliśmy dialog z górniczą „Solidarnością”. Efektem był tzw. górniczy pakiet socjalny.
Czy ten pakiet socjalny nie pachnie trochę socjalizmem? Przecież to były duże pieniądze, rozdawane na prawo i lewo.
– Rzeczywiście, często stawiano mi pytanie, czy to jest uczciwe, że górnicy otrzymywali wysokie odprawy i urlopy, podczas gdy takich możliwości nie miały włókniarki z Łodzi albo pracownicy PGR-ów. Jednak w przypadku górników mamy do czynienia nie tylko z ludźmi ciężkiej i niebezpiecznej pracy. W przeszłości do pracy w śląskich kopalniach werbowano w całej Polsce ludzi, obiecując im świetlaną przyszłość. Zamiast tego, była praca nierzadko po 10–12 godzin na dobę (tzw. rolki), i to przez 30 dni w miesiącu. Część przyjezdnych z innych regionów nie potrafiła znaleźć swojego miejsca w trudnych ówczesnych realiach Śląska, krainy węgla i stali. Dlatego, mając świadomość złożoności tych ludzkich problemów, uruchomiliśmy górniczy pakiet socjalny. Jego instrumenty stanowiły istotną pomoc dla odchodzących z górnictwa.
A tak na marginesie, w podejściu do górnictwa zawsze ścierały się dwa poglądy: ultraliberalny, nieuwzględniający problemów społecznych, dla którego likwidacja kopalń nie była żadnym problemem, oraz populistyczny, który jedynie zamiatał te problemy pod dywan.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozmowa z Januszem Steinhoffem