O odwadze, pełnych kościołach i zbawiennym kryzysie katolicyzmu w USA z Georgem Weigelem rozmawia Jacek Dziedzina
George Weigel - amerykański filozof i teolog, kieruje Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie; autor biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei”; w Polsce ukazały się także jego książki: „Ostateczna rewolucja”, „Odwaga bycia katolikiem”, „Katedra i sześcian”.
Jacek Dziedzina: W niektórych krajach Europy Zachodniej wygrał pogląd, że religia może istnieć tylko w życiu prywatnym. Nie powinna mieć wpływu na sferę publiczną. W Stanach Zjednoczonych jest chyba inaczej. Czy Ameryka jest wyjątkiem?
George Weigel: – Po pierwsze musimy zrozumieć, że to Europa Zachodnia jest wyjątkowym przypadkiem: jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie hipoteza sekularyzacji – że nowoczesność zazwyczaj oznacza zeświecczenie – została udowodniona. Reszta świata staje się bardziej, a nie mniej religijna. Tylko Zachód Europy stał się pewnym rodzajem suchej pustyni. I miało to bardzo złe skutki w Europie, gdzie, jak napisałem w książce „Katedra i sześcian” (The Cathedral and the Cube), wielka kultura umiera na skutek duchowego znudzenia.
Stany Zjednoczone, mimo że są „przeszczepioną Europą”, nie poszły drogą radykalnej sekularyzacji. Ponad 90 proc. Amerykanów wierzy w Boga i większość żyje według tej wiary poprzez aktywne praktyki religijne, wybierane spośród różnorodnych form. Oczywiście są w Stanach „zeświecczone wyspy”. Prawdą też jest, że duża część amerykańskich mass mediów odzwierciedla świecki sposób myślenia. Ale faktem pozostaje to, że jedynymi częściami zachodniej półkuli, które są podobne do Europy w jej braku wiary, są niektóre przybrzeżne enklawy USA i Kanada. Zatem w większej części świata hipotezy sekularyzacji nie sprawdziły się. Europa nie jest całym światem i wydaje się bardzo mało prawdopodobne, że europejski sekularyzm jest przyszłością świata.
Przywódcy Starego Kontynentu nie użyją raczej słów „Niech Bóg błogosławi Europę”. Prezydent Bush natomiast często odnosi się do Boga w swoich wystąpieniach. Czy religia jest ważną częścią życia także zwykłych obywateli?
– Większość amerykańskich prezydentów używało zwrotu „God bless America” (Niech Bóg błogosławi Amerykę). Tym, co być może wyróżnia Busha, jest jego głębokie chrześcijańskie nawrócenie, jakiego doświadczył jako dorosły człowiek, i nie ukrywa, że to wydarzenie zmieniło jego życie. Można wyobrazić sobie np. żyda na fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale trudno wyobrazić sobie, że ateista zostaje amerykańskim prezydentem w najbliższej przyszłości. Dlaczego? Ponieważ Amerykanie nie mogliby powierzyć tak odpowiedzialnego urzędu komuś, kto nie rozumie, że jego życie i prowadzona polityka jest poddana Bożemu osądowi. Większość Amerykanów uważa francuski model świeckiego państwa za niezrozumiały: dlaczego ludzie nie mieliby wnosić swoich najgłębszych i religijnych przekonań do życia publicznego? Model francuski razi nas jako pewien rodzaj schizofrenii. Jednocześnie ciekawe jest, że to właśnie Stany Zjednoczone wynalazły koncepcję instytucjonalnego rozdziału państwa od Kościoła, w którym instytucje władz państwowych oraz instytucje Kościoła są niezależne. Właśnie amerykańskie doświadczenie pokazało, że takie rozwiązanie może być bardzo dobre dla żywotności Kościoła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Georgiem Weigelem