O tym, jak Polacy zamykają chrześcijaństwo za wysokim murem z ks. Andrzejem Halembą rozmawia Przemysław Kucharczak
Przemysław Kucharczak: Dlaczego Polska, kraj pełnych kościołów, wysyła w świat tak mało misjonarzy?
Ks. Andrzej Halemba: – Bo my w Polsce nie doczytaliśmy do końca naszego kapłaństwa. Księża w Polsce, podobnie jak świeccy młodzi ludzie, są nastawieni na sukces. Są bardzo aktywni w parafiach, gdzie mogą widzieć efekty swojego wysiłku. Ale jednocześnie nie patrzą mile na ryzyko i nie chcą czegoś ważnego poświęcić. Pójść w nieznane i zacząć wszystko od zera.
Łatwo się o tym mówi. Ale przecież nie każdy ma odpowiednie dla misjonarza cechy. Nie wie na przykład, czy wytrzyma mu zdrowie...
– ...Albo czy zdoła nauczyć się nowych języków. Albo czy zaakceptują go ludzie, do których jedzie. Nie wie nawet, czy on sam ich zdoła zaakceptować. Z powodu takich niewiadomych Polacy wolą zostać w kraju, bo tu mają większą gwarancję na osiągnięcie sukcesu. A przecież chrześcijanina powinny cechować służebność i poświęcenie. Ta służebność u polskich księży jest bardzo silna. Ale brakuje poświęcenia. I dopóki tego poświęcenia nie będzie, nie będziemy mieli wielu polskich misjonarzy.
Ilu ich teraz jest?
– 2033 księży, zakonnic i świeckich, czyli bardzo mało w porównaniu z innymi. W tej chwili na misjach przebywa około 20 tysięcy Hiszpanów. Włochów jest „tylko” 16 tysięcy, ale to i tak osiem razy więcej niż misjonarzy z Polski. Ciągle sporo jest też na misjach księży z takich „starych” państw jak Francja, Belgia, Holandia. Jednak to już są w większości starsi panowie. Ich przeciętna wieku to 65–70 lat. Oni prowadzą około jednej czwartej wszystkich misji w Afryce. Za kilka lat te placówki przejdą w ręce kleru miejscowego. A ten kler jest nieliczny i niezbyt dobrze przygotowany do przejęcia duszpasterstwa.
Delikatnie to ksiądz ujął... Do Europy docierają niepokojące wieści, że afrykańscy duchowni bez porównania częściej niż nasi mają problemy z wiernością celibatowi, a nawet z monogamią. Że poziom duchowy i duszpasterski wielu z nich nie jest wysoki. Dlaczego to spada na Afrykę?
– Bo ksiądz jest silny wiarą jego ojców. Jeżeli wiara moich przodków była licha, to moja też będzie narażona na pokusy i problemy, podatna na burze. A mieszkańcy Afryki przyjęli chrześcijaństwo zaledwie sto lat temu! To bardzo, bardzo krótki okres. Porównajcie to sobie z historią Polski. Po stu latach chrześcijaństwa na Pomorzu, wznoszenia modłów w kościołach, nasi przodkowie wymordowali księży i zaczęli na nowo czcić Światowida. Co to jest sto lat?
Afrykańscy księża mają trudność ze zrozumieniem idei celibatu między innymi dlatego, że nawet w językach plemiennych kapłana zalicza się do ludzi... martwych. Bezpłodny to dla nich martwy! Świadomość tego bardzo ciąży na miejscowych kapłanach. Ja, ksiądz z Europy, umiem zobaczyć swoje życie jako produktywne i płodne. Pomagam i prowadzę innych ludzi, więc też jestem dla nich ojcem. Jednak Afrykanie wyrośli w innej kulturze i bardzo trudno jest im rozróżnić ojcostwo duchowe i fizyczne.
Podobno problemem są też rodziny księży, które zjeżdżają się z daleka i jak szarańcza objadają ich parafie?
– Często tak bywa. Ksiądz pochodzący z Afryki jest ciągle członkiem swojego klanu. I klan na niego nieustannie napiera. Jego członkowie czasem koczują na jego parafii. Choć w ostatnich latach to zjawisko jest już jakby mniejsze niż kiedyś. To też ma przyczyny głęboko zakorzenione w ich mentalności. Mieszkaniec Afryki uważa dzieci swoich braci i sióstr także za swoje dzieci. W ich języku nie ma nawet słów „siostrzeniec” czy „bratanek”. Miejscowy ksiądz tłumaczy więc często: „To są moje dzieci. Jak mógłbym im odmówić pomocy?”.
Ilu księży brakuje na misjach?
– Mnóstwo. W archidiecezji Kasama w Zambii, w której pracuję, przed 30 laty było 45 księży. A dzisiaj jest ich 43, choć katolików jest trzy razy więcej niż wtedy, a kaplic dwa razy więcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z ks. Andrzejem Halembą