O kotletach, leniwym Jonaszu i umierającym Kościele z ojcem Stanisławem Jaroszem rozmawia Marcin Jakimowicz
Marcin Jakimowicz: Skąd mały Staś wiedział, że zaczyna się Wielki Post?
O. Stanisław Jarosz: – U nas w domu, w górach, to było widać. Były różne takie dziwactwa. Konie nie nosiły na szyi dzwonków, tzw. turlików, bo były one symbolem radości. Nie grało się, nie muzykowało.
I młodzi się tego trzymali? Nie graliście gdzieś po piwnicach?
– Nie. Ludzie mieli honor. To nie był jakiś zakazany owoc. Po prostu: jesteś facet, masz swój honor i nie będziesz robił z siebie kapcia, bo jest Wielki Post. Dotyczyło to też samego poszczenia, czyli ograniczenia michy. W zakonie tych postów „fizycznych” było mniej niż w rodzinnym domu (śmiech). Pościliśmy z konieczności, bo była bieda. I tu moja optyka postu sprowadziła się do pewnej rewolucji. Bo post to nie wstrzemięźliwość od mięsa. Ludzie czasami myślą: szkoda, że ten Pan Jezus umarł w piątek, bo bym się najadł mięsa, które tak lubię… Post jest odwróceniem takiego myślenia. Jezu, chcę być do Ciebie podobny i dlatego odmówię sobie czegoś, co sprawia mi przyjemność (a często jest moim zniewoleniem).
A ojciec Jarosz lubi kotlety?
– Tak, wbrew nazwisku lubię tłuste rzeczy. Ale post to nie kwestia tego, co się je i pije. To ograniczenie na przykład gier komputerowych, telewizji, Internetu.
Gdy spyta się przeciętnego Polaka, czy jest zniewolony telewizją, to oburzony zaprotestuje. A potem przez kilka godzin będzie gapił się w ekran…
– To jest pierwszy syndrom choroby alkoholowej: to nie ja, mnie to nie dotyczy. Ja jestem wolny.
… a więzienia aż pękają w szwach od niewinnych ludzi.
– Tak. Post to doskonała okazja do poznania siebie. To początek nawrócenia. Jeśli nie uznasz, że jesteś grzesznikiem, to po co ci Pan Bóg? Przecież wszystko załatwią ci pieniądze, rodzina, praca, dobre zdrowie.
Post w Biblii to często sprawa życia lub śmierci.
Niniwa ocalała, bo jej mieszkańcy oblekli się w wory pokutne. Bóg mówi: nawróćcie się do mnie przez płacz i post, i lament…
– Ludzie w Biblii przekonali się na własnej skórze, jak skuteczne jest słowo Pana. Grzech rodzi śmierć. W Polsce mamy wtórne pogaństwo, a chrześcijaństwo straciło często swój smak, przestało być solą. I post jest postrzegany jako jakieś gusła. A przecież wołanie Boga: „Wróć do mnie!” pozostało. Mieszkańcy Niniwy przerazili się swego grzechu, zobaczyli, że on rzeczywiście zabija. A dziś ludzie mówią często: ja nie mam się z czego nawracać, jestem dobrym katolikiem i na dodatek jeszcze poszczę! I post staje się jakimś zabiegiem kosmetycznym religijności naturalnej, która nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. On nie jest po to, by przypodobać się Panu Bogu. A może się łaskawie uśmiechnie i spełni moje prośby? A może będzie miał dla mnie więcej błogosławieństwa? Tak jakby go nie miał... Gdy ktoś mi mówi: muszę pościć, moja teściowa musi się nawrócić, mąż musi przestać pić, to odpowiadam: A może na odwrót? Może to ty masz się nawrócić, a wtedy mąż przestanie pić?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
mówi o. Stanisław Jarosz, paulin, krajowy opiekun Ruchu Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego