Z kardynałem Franciszkiem Macharskim o przedszkolakach, pogodzie ducha i stawaniu w tle rozmawia Marcin Jakimowicz.
Marcin Jakimowicz: Jak Ksiądz Kardynał zareagował na armię 150 przedszkolaków, które wtargnęły na Franciszkańską, by zaśpiewać Księdzu „Barkę” i złożyć urodzinowe życzenia?
Kard. Franciszek Macharski: – Matko jedyna, przecież to najwspanialszy prezent i happening!
Podobno żartował Ksiądz z nimi. „To hymn pochwalny dla wielkości twojej” – recytowały przejęte przedszkolaki. – Długości! – poprawiał Ksiądz rozbawiony...
– Tak... Dzieci są piękne. Nie zakładają masek. Z jednej strony są dobrze wychowane, z drugiej tak bardzo naturalnie nieuczesane. Potrafią wyjść ze skorupki.
Czy zapatrzonym w intelekt Krakusom łatwo przyjąć taki dar dziecięctwa Bożego?
– Zamiast słowa „dziecięctwo” można powiedzieć: bądź tym, kim jesteś. Nie udawaj kogoś innego, nie zakładaj szczudeł. Ostatnio znajomy zapytał mnie: A co ty będziesz robił na tej emeryturze? Odpowiedziałem: będę sobą.
Czyli? Będzie Ksiądz czytał? Spacerował? Odpoczywał?
– Będę sobą, po prostu. Teraz dopiero wiem, że skarb jest blisko. Mogę zatrzymać się, odetchnąć, posłuchać.
Czy były w życiu Księdza Kardynała modlitwy, których Pan Bóg nie wysłuchał?
– Nie, nigdy nie było! Bo ja uparcie, uporczywie zabiegałem i zawsze otrzymywałem odpowiedź.
A o co Ksiądz Kardynał najczęściej prosił?
– O zdrowie dla innych.
A dla siebie?
– Nigdy! Może jak byłem małym brzdącem. Ale potem już nie. Bo jak to jest? Z jednej strony Totus Tuus – cały Twój, ale jak tylko przyjdzie choroba, ból zęba, to wszystko pada? Oj, to nie tak! Pan Bóg wie wszystko najlepiej. Wie świetnie nawet, do czego ta moja słabość może być przydatna. Mam ręce równocześnie puste i pełne. Puste, bo mówię: nie wezmę tego, co sfabrykowałem, co wymyśliłem, co kunsztownie zrobiłem. Gdybym liczył na siebie, miałbym nieustannie puste ręce. Ale otwieram je na łaskę, a Duch Święty wie, czym je wypełnić.
Czy Ksiądz Kardynał kłóci się czasem z Bogiem?
– Nie, nie mam raczej takiego charakteru.
„Stoję w tle. Nie lubię się lansować” – opowiadał Ksiądz w jednym z wywiadów...
– Tak. I nawet na myśl mi nie przychodzi, by mogło być inaczej. Może to wychowanie rodzinne? Nie wiem. Pamiętam kulig, sanie pod Krakowem. Gdzieś koło Balic. Byłem małym chłopcem i pamiętam, że bardzo przeżywałem to, że jestem najmłodszy, stoję z tyłu. I wytężałem wtedy wszystkie siły, by dorównać starszym, doścignąć ich w najlepszym. To dobre zachowanie, byleby tylko nie przesadzić: nie zniszczyć, nie stworzyć niezdrowej konkurencji...
Często trzeba było stanąć w tle Karola Wojtyły – metropolity krakowskiego, później papieża. Jaki był początek tej przyjaźni?
– Przyjaciel? To słowo zobowiązujące...
Ale media przy notce biograficznej podają: Kardynał Macharski – wielki przyjaciel Jana Pawła II.
– Nigdy bruderszaftu nie wypiliśmy, a ja nigdy się z tą znajomością nie afiszowałem. A samo słowo „przyjaciel” bez przydawki nic nie znaczy. Wspaniały los Boski sprawił, że zostaliśmy postawieni obok siebie. Byliśmy blisko. Już w czasie seminarium.
Jego obecność, pobożność nie onieśmielała?
– Nie, nigdy...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz