O dramacie alkoholików z o. Krzysztofem Kościeleckim rozmawia Marcin Jakimowicz
Nowotwór, grypa, angina to choroby. Ale alkoholizm?
O. Krzysztof Kościelecki: – To najczęstszy błąd w myśleniu, bardzo powszechny w Polsce. A alkoholizm to wpisana do rejestru choroba, obejmująca ciało, duszę i wolę człowieka. I nie jest ważne, czy pijesz dwa kieliszki wina, czy butelkę dziennie. Alkoholik to nie człowiek, który ma zdruzgotane nerki, wątrobę, czy serce.
To kto jest alkoholikiem?
– Na przykład ten, kto nie potrafi rozwiązać żadnego problemu bez alkoholu, wstaje rano i szuka, czego się napić, widzi, że kiedyś wystarczyła lampka wina, a teraz musi wypić już butelkę. To choroba zdradziecka. Nie zaserwuję nikomu trzech aspiryn dziennie przed snem. Męczysz się do końca życia.
Choroba ma nawroty?
– Tak, a rzadko się o tym mówi. Ktoś może nie pić trzy, cztery lata i nagle niespodziewanie poczuje głód. Przyszedł do mnie przerażony człowiek i mówi: nie piję osiem lat, a dzisiaj w nocy czułem, jakbym pił alkohol. Jak na jawie. Fizycznie czułem zapach i smak alkoholu. Obudziłem się zlany potem. Okazało się, że to tylko sen. Inny nie pił już pięć lat. Wszedł z żoną do sklepu po chleb. Przez lata kupował tu wódkę. Żona poszła do stoiska z pieczywem, a on zatrzymał się przy półce z alkoholem. I nagle podbiega do żony i mówi: – Wychodzimy! A ona patrzy jak na wariata: – Dlaczego? – Bo za chwilkę może dojść do tragedii. Pokazuje gardło i mówi: – Już tu czułem alkohol.
Czy zdarzają się sytuacje, że żona weźmie męża za frak i przywiezie do Zakroczymia? Czy jest to skuteczne?
zny sposób pomocy to „sam sobie pomóż”. Najczęściej decydują się na to ludzie, którzy doświadczają dna. Dla jednego będzie to rozwalenie rodziny, dla innego przepicie majątku, czy zwolnienie z pracy. Ale znam też przypadki, gdy ktoś wytrzeźwiał, bo bardzo kochała go żona. Starała się zawsze mu pomagać. A inny powie, że to największa głupota, bo gdy żona mu pomagała, pił jeszcze bardziej, bo czuł się rozgrzeszony. Nie ma dwóch identycznych przypadków. Jednego trzeba przytulić, innym potrząsnąć. Tu nie można wpaść w rutynę.
Najmłodszy alkoholik, który zgłosił się do ośrodka?
– Osiemnastolatek. Pamiętam, że wstał wówczas sześćdziesięcioletni trzeźwiejący alkoholik i powiedział: – jak ja tobie zazdroszczę, że ty już jesteś na drodze trzeźwości. Gdyby mi to ktoś pokazał, nie zmarnowałbym życia…
Jak kapucyni mogą pomóc uzależnionym?
– Po alkoholu pozostaje wyrwa, pustka. Trzeba ją wypełnić…
Ale jak ukazać piękno życia człowiekowi, który jest ruiną?
– Pokazać mu prawdziwy obraz Boga: Ojca, który kocha. Bo wielu ma w głowie zakodowany dziecięcy obraz starca z brodą, który za dobre wynagradza, ale za złe karze. I tylko czekają, aż Bóg im przyłoży za to, co zrobili. A Bóg nie przykłada, tylko przytula, pokazuje drogę. Pokazujemy ludziom, jacy są cenni. To rola wszystkich księży. My w ośrodku pokazujemy: do tej pory żyłeś z alkoholem. Był twoją protezą, panaceum na wszystko, a teraz masz żyć bez niego.
Bardzo często dokonuje się to w czasie spowiedzi. Mój poprzednik o. Benignus miał dar: zdarzały się przypadki, że ludzie wychodzili ze spowiedzi wolni od alkoholu. Wiedzieli, że nie będą pili. Ten stary, schorowany człowiek coś w nich wlał. Miał bliskie kontakty z ks. Blachnickim. Oni nie planowali pracy z alkoholikami, chcieli zapobiegać, a nie leczyć. Bo Zakroczym to nie ośrodek leczniczy! To profilaktyka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz