Krzysztof Kolberger od dwudziestu lat oswajał się ze śmiercią, ale pokazywał, że warto żyć dla każdego darowanego
Niewielu jest aktorów tak jak on czytających poezję. Jeszcze mniej jest takich, którzy umieją przekonać do niej zwykłych, niespecjalnie zainteresowanych literaturą słuchaczy. Jemu ta sztuka się udała. W latach 70. ub. wieku był osobą, która przyniosła masowemu odbiorcy „Lata z radiem” cząstkę kultury wysokiej. Kiedy z tranzystorów rozbrzmiewał sygnał „Strof dla Ciebie”, nawet najbardziej zagorzali amatorzy kąpieli wychodzili z wody i siadali na kocu, żeby słuchać poezji.
Pod opieką Jana Pawła
Wrażliwy na słowo, zawsze skupiony, z dyskretnym poczuciem humoru, które pozwalało mu z dystansem podchodzić do siebie i własnej choroby. Z rakiem nerki zmagał się od początku lat 90. Mocował się z nim, ale jednocześnie zgadzał się na cierpienie, próbując wpisać je również w swoje życie zawodowe. – Wszystko, co odwraca uwagę od pobytu w szpitalu, operacji, chorób, co przenosi nas w inne, lepsze rejony życia, jest cenne – zwierzał się cztery lata temu naszej redakcyjnej koleżance Barbarze Gruszce-Zych. – Takie ozdrowieńcze działanie ma dla nas, aktorów, teatr. Sam ostatnio, po całym dniu słabowania po szpitalu, poszedłem do teatru, zmobilizowałem się i grałem w półtoragodzinnym przedstawieniu. Już po pierwszej operacji w 2004 r. zmusiłem się, żeby nie skupiać się tylko na chorobie.
Do pracy nosił strzykawkę z insuliną, bo oprócz raka zaatakowała także cukrzyca. Znosił to z wielkim spokojem i pogodą ducha. Mówił, że pomaga mu w tym nauka płynąca z ostatnich tygodni życia i wcześniejszego chorowania Jana Pawła II. Z tą postacią wiązało go wiele: recytował młodzieńcze wiersze Karola Wojtyły, wielokrotnie interpretował „Tryptyk rzymski”, a nawet udzielił głosu postaci tytułowej w polskim dubbingu do filmu „Jan Paweł II”. Za jedno z najważniejszych zadań w swojej karierze uznał odczytanie testamentu Papieża w kwietniu 2005 roku. – Czuję jego opiekę – wyznawał.
Ambasador chorych
Nie bał się przyznawać publicznie do swojej choroby. – Mówię o niej, bo sam fakt, że po kilku operacjach, nieustannie walcząc, żyję i pracuję, daje siłę innym – opowiadał w wywiadzie dla „Gościa”. – Przypominam o badaniach profilaktycznych, powtarzam, żeby nie traktować diagnozy jak wyroku. Ważne, żeby cierpiący nauczyli się z tą chorobą współistnieć, żeby nie zatruwali życia najbliższym, którzy są im coraz bardziej pomocni. Mówię też o pracodawcach, którzy nie powinni wykluczać chorych, pozbawiać ich zatrudnienia. Nie mógłby jednak zostać ambasadorem ludzi chorych, gdyby nie jego wybitne osiągnięcia teatralne i filmowe. Zaczynał na deskach Teatru Śląskiego, później związał się z Teatrem Narodowym w Warszawie, gdzie grał m.in. w „Dziadach”, „Weselu” czy „Wacława dziejach”. Stworzył ponad 70 kreacji filmowych, m.in. w takich obrazach jak: „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”, „Dziewczęta z Nowolipek”, „Komediantka”, „Ekstradycja” czy „Katyń”. Wielu zapamiętało go jako Adama Mickiewicza z filmu „Pan Tadeusz”. Udzielał się też jako reżyser. Ostatnio pracował nad operą „Krakowiacy i górale”, która miała zostać wystawiona w czerwcu w Gliwickim Teatrze Muzycznym. – Bez niego nie ma to już sensu – ubolewa Paweł Gabara, dyrektor GTM-u.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski