Gdzie ci bardowie?

Czy czas ludzi orkiestr, których tak chętnie słuchaliśmy w XX wieku, minął bezpowrotnie?

Gdy równo 30 lat temu Włodzimierz Wysocki umierał na zawał, nikt nie przypuszczał, że kończy się pewna epoka. Rosjanie mieli jeszcze Okudżawę, u nas okres największej popularności przeżywał Kaczmarski, Czesi słuchali Karela Kryla. Dziś, gdy wszyscy oni już nie żyją, luka wydaje się trudna do wypełnienia. Bardowie są gatunkiem wymierającym. Głos tych, którzy pozostali, brzmi jakby ciszej, nie słychać w nim buntu. Czy dzisiejsze czasy nie są łaskawe dla śpiewających poetów?

Bunt i nadwrażliwość
Kiedy zachrypniętym, niskim głosem śpiewał „Ja nie ljublju”, stawał się wręcz symbolem niezgody wobec tamtego, zniewalającego jednostkę systemu. Przez władzę uznany za „niepewnego politycznie”, do pewnego stopnia był jednak tolerowany, gdyż trudno było powstrzymać eksplozję tak wielkiego talentu. Włodzimierz Wysocki wydawał się człowiekiem twardym, bezkompromisowym, ale ta maska skrywała nadwrażliwca, który nie mógł się odnaleźć w brutalnej, komunistycznej rzeczywistości. Prowadził chaotyczny tryb życia, a kolejne związki z kobietami rozpadały się. Uzależnienie od alkoholu i środków pobudzających przyczyniło się do jego przedwczesnej śmierci.

Przedtem jednak zyskał sławę kreacjami w Teatrze na Tagance i kilkoma rolami filmowymi. Zabawne wydaje się dziś, że przy egzaminach do szkoły teatralnej przeszkodą okazał się zachrypnięty głos. Poskutkowało dopiero zaświadczenie od laryngologa, który napisał, że struny głosowe są zdrowe, a głos wymaga jedynie „ustawienia”. Choć w filmach pojawiał się głównie w epizodach, kunszt aktorski wykorzystał w pełnych ekspresji piosenkach, takich jak „Poranna gimnastyka”, „Bokser” czy „Polowanie na wilki”. Prawdziwym triumfem jego aktorstwa okazały się też sztuki teatralne: „Życie Galileusza” według Bertolta Brechta oraz „Hamlet”, który otworzył mu drogę do zachodniej publiczności.

Wojna i nostalgia
Aż trudno uwierzyć, że w początkach kariery Wysocki wzorował się na twórczości Bułata Okudżawy. Bo przecież – poza nieodłączną gitarą – różniło ich prawie wszystko. Pierwszy sprawiał wrażenie człowieka szorstkiego i nadpobudliwego, drugi – stał się uosobieniem łagodności. Jego refleksyjne ballady nie miały w sobie nic z protest songów, a jednak moc ich oddziaływania była podobna. Trafnie ujął to po latach Andrzej Sikorowski w piosence „Żal za Bułatem O.”: „Zawsze śpiewał po cichu bez złości/ Chociaż czasy leciutkie nie były/ Bo w balladzie im więcej miłości/ Więcej siły”. Tę siłę w trudnych czasach czerpali od Okudżawy także Polacy, którzy jego „Modlitwę Francois Villona” śpiewali we własnym języku.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski