– Wszyscy to przeżyliśmy, ale nikt tego nie pamięta – mówi o czasie pod sercem mamy słowacka aktorka Katarina Aulitisova. A w swoim monodramie „O dziewięciu miesiącach” ma dwa serca – własne i noszonego maleństwa.
Bo mama szybko orientuje się, że dziecko jest gościem, od początku ma swoje serduszko i swoje życie – opowiada Katarina. Wymyśliła ten spektakl razem z mężem Lubo Piktorem, aktorem i reżyserem. 1993 r., kiedy czekali na urodziny swojej córki Jasminki (to imię znaczy jaśmin). Przywieźli go z festiwalu teatrów lalkowych w Zagrzebiu w Chorwacji.
– Czerpałam inspiracje ze swojego brzucha i książki Tatiany Lehenovej „Gdzie mieszka Miszka” – mówi Katarina. – Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, czy będziemy mieć chłopca, czy dziewczynkę, ostatecznie bohaterem został chłopiec. Z mężem poznali się w szkole lalkarskiej w Pradze, w 1983 r. Stworzyli nie tylko duet życiowy, ale i teatralny. – On jest hamulcem, ja motorem – śmieje się. W 1990 r. założyli własny wędrowny teatrzyk PIKI w Pezinoku. – To najlepsi słowaccy lalkarze – uważa Iwan Sogel, reżyser i dyrektor teatru w Koszycach.
Właśnie w swoim teatrze zrealizowali monodram „O dziewięciu miesiącach”, przeznaczony dla najmłodszych, ale też nastolatków i dorosłych. Katarina gra go po słowacku, niemiecku, włosku, słoweńsku i po polsku, jeździ z nim po Europie i zdobywa nagrody na konkursach. – Po jego obejrzeniu chce się mieć takie maleństwo – mówią widzowie. – Nie zrobiliśmy antyaborcyjnej agitki – wyjaśnia aktorka. – Pokazujemy, że od poczęcia dziecko jest żywą istotką, którą tylko można się cieszyć. Lalka animowana przez Katarinę ma głowę dużą jak u noworodka i chciałoby się ją przytulić. Ale nie można, bo siedzi w pudle na kapelusze, czyli w brzuchu, który nosi mama.
W pudle na kapelusze
Kiedy przed 16 laty zaczynała grać spektakl, była w siódmym miesiącu z Jasminką. Pojechała wtedy na festiwal teatrów lalkowych i jednego dnia grała „O dziewięciu miesiącach”, a drugiego Pippi Langstrumpf. Wszyscy myśleli, że jeśli skacze wysoko jako dziewczynka z warkoczykami, to pewnie nie jest w ciąży, tylko nosi pod sukienką poduszkę. Ale ciąża była prawdziwa, a gra była życiem, bo Katarina naprawdę rozmawiała ze swoim dzieckiem. – Ciąża to stan wyjątkowy, mama w dziewiątym miesiącu jest zmęczona, opuchnięta, przypomina klauna – opowiada Katarina. Dlatego sama na początku spektaklu zakłada czerwony nos klauna i chodzi ciężkim krokiem, nosząc przed sobą pudło na kapelusze, w którym mieszka maleństwo. Ale zanim jeszcze się pojawia, widzowie mogą zobaczyć przytulne wnętrze macicy z okienkiem, podłogą i ścianami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych