Proste, gęste frazy trafiają w sam środek duszy. "Podziemne motyle" Wojciecha Wencla odświeżają język współczesnej poezji religijnej.
Na granicy Kaszub i poddanego niemieckim wpływom Gdańska istniała Matarnia – niewielka wioska, w której centrum znajdował się kościół św. Walentego. Na jego pochyłej wieży wiły gniazdo bociany, a życie mieszkańców toczyło się niespiesznym rytmem chrztów, ślubów, narodzin i pogrzebów. Dziś Matarnia istnieje nadal, ale stała się dzielnicą Gdańska. Tuż obok wioski powstały nowe bloki i obwodnica, chwilę później wyrósł także hipermarket. A jednak wystarczy przejść za obwodnicę, by znaleźć się w innym świecie, w którym czas jakby się zatrzymał. Ludzie ciągle pozostają tu wierni tradycyjnej pobożności, a bocian powraca wiosną do gniazda na kościelnej wieży.
W tym świecie, wraz z żoną i dwoma synami, żyje Wojciech Wencel, poeta i redaktor Magazynu Apokaliptycznego „44/ Czterdzieści i Cztery”, niegdyś członek kolegium redakcyjnego „Frondy”. Wencel uczynił Matarnię niemal główną bohaterką swojej twórczości, a w tytule jednego z tomów nazwał ją nawet „Ziemią Świętą”. Jak przystało na poetę wiernego tradycji, opiewał ją wierszem regularnym, z rozlewnością godną romantycznych wieszczów. Pod koniec minionego stulecia wzbudził swoją liryką spore zainteresowanie krytyków, ale spotkał się też z dezaprobatą wielu z nich. Sam Czesław Miłosz, zapytany, czy dostrzega wśród współczesnych poetów jakiegoś ciekawego autora wyznaniowego, następcę Lieberta, odpowiedział: „Jest taki poeta Wencel w Gdańsku. Ale nie wiem, czy nie jest to jakiś nałóg, żeby łączyć katolicyzm z formami tradycyjnymi, metrycznymi. Czy rzeczywiście tak być musi?”.
Demon południa
Po pięciu latach milczenia Wencel powrócił wierszami, które będą zaskoczeniem nawet dla najwierniejszych fanów jego twórczości. W najnowszym tomie „Podziemne motyle” niewiele znajdziemy obrazów Matarni, a te, które się pojawiają, przedstawiają ją raczej w krzywym zwierciadle:
We śnie widzę to miasteczko: jest niedziela
przez plac idą dwie kobiety do fryzjera
inni modlą się w kościele z krzywą wieżą
jednocześnie w Boga wierząc i nie wierząc
Akcja utworów przenosi się do ciemnego „pokoju bez okien i prądu” albo na parking przed hipermarketem, „z którego nie sposób wyjechać”. Tą nową przestrzenią rządzi „demon południa” – stan wypalenia, obojętności i duchowego lenistwa, któremu zaczyna podlegać podmiot liryczny tych wierszy. Jeszcze zmaga się ze swoim grzechem, ale „trzecia część ciała” ugrzęzła już w piasku. Pogrążającemu się bohaterowi nie pozostaje nic poza modlitwą. „Wyjmij ze mnie oścień śmierci” – woła do Boga w akcie desperacji. To doświadczenie jest kluczowe dla całego tomiku. Zmienia bowiem sposób patrzenia bohatera. Najdobitniej wyraża to krótki wiersz „Totus Tuus”:
A: Cały Twój –
czysty jak łza w oku Maryi
waleczny jak święty Jerzy
nieludzki jak anioły
Botticellego
B: Cały Twój –
zbyt grzeszny żeby sądzić
zbyt ciężki żeby chodzić po falach
zbyt ludzki by się zbawić
bez Ciebie
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski